Poeta wparował do następnego pomieszczenia. Lewą rękę miał wyciągniętą przed siebie i niemal z przyłożenia posłał pocisk esencji w głowę wampira, który właśnie jego atakował. Ostrze banity ześlizgnęło się po napierśniku z rudy, gdy anioł zbierał energię magiczną z głębin swojej duszy. Zgrzyt metalu o metal zlał się z wypowiadaną inkantacją Izeshar. Wyraz twarzy wąpierza zmienił się z zapalczywego i pewnego siebie na zaskoczonego i niedowierzającego, że to potoczyło się w taki sposób. Miał przecież zaatakować, rozpłatać brzuch przeciwnika szybkim ciosem i ruszyć dalej, na kolejnych intruzów, którzy ośmielili się wtargnąć jakoś do budynku. Ostatnim widokiem, jaki pojawił się przed zwęglanymi oczami były białe pióra wyrastające z pleców jego zabójcy. Orzeł? Orły nie mają humanoidalnych kształtów...
Była tam jeszcze dwójka. Jeden dzierżył w dłoni sztylet, drugi miecz. Ten wyższy zaatakował pierwszy, chcąc wbić ostrze między blachy pancerza pod pachą, przecinając tętnicę i wykrwawiając przeciwnika. Robił to setki razy, atakując szybko, zwinnie, precyzyjnie i diablo skutecznie. Jego dłoń wędrowała ku górze, skręt barku, łokcia i nadgarstka nadawał ciosowi coraz to większej siły. Niższy wąpierz ciął raczej mało finezyjnie, poziomym uderzeniem chcąc wgnieść hełm, przebić się przez blachy i wbić metal głęboko w czaszkę intruza. Funerisa jednak tam nie było. W tak krótkiej i ulotnej chwili, że nikt nie potrafił jej dostrzec, ciało anioła zaczęło się rozpadać. Kawałek po kawałku, każdy element wyposażenia, który miał na sobie zaczął znikać. Jeden atom, potem kolejny, lawinowo. W chwili, gdy przestały funkcjonować w jednej przestrzeni, zaczęły w drugiej. Niższy krwiopijca o cal uniknął ataku swojego pobratymcy, który przeciął powietrze nad jego głową. Sztylet wypadł z ręki wampira. Niewypowiedziane zaskoczenia z dojmującego bólu rozlało się po całej twarzy, grymas który nie zniknie już nigdy. Wojownik Zartata obrócił się na pięcie i wbił głęboko Nelthariona w ciało swojego przeciwnika. Przedarł się przez kręgosłup, łamiąc go w dwóch-trzecich wysokości, rozrywając tkani, przerywając rdzeń. Czarne ostrze wyszło dokładnie w połowie mostka, łamiąc jego kości i wykrwawiając dodatkowo tego, który krew codziennie pijał. Silnym kopnięciem okutego w szarą rudę buta Funeris wyszarpnął z martwego wampira miecz i nastawił go, by zablokować ewentualną kontrę tego niskiego. Niekończące się godziny spędzone na potyczkach, powtarzaniu ruchów i tych samych ataków opłaciły się. Któryś z jego nauczycieli w Bractwie zawsze powtarzał, że nigdy nie wiadomo, co czai się z boku, czy za nim. Po piruecie zawsze przychodzi zastawa, nawet jak przeciwnik padł martwy na ziemię. Po sztychu unik i finta, nawet gdy jesteś sam na sam z przeciwnikiem, którego rozpłaszczyłeś na dwoje. Dlatego instynktowne postawienie miecza w pozycji obronnej uchroniło go przed ciosem tego, który dysponował niezwykłą szybkością, siłą i zwinnością. Wąpierz naparł do przodu, lecz druga ręka anioła powstrzymała go w miejscu. Telekinetyczny impuls naparł na krwiopijcę i nie pozwolił mu ruszyć do przodu. Uniesiona do ciosu ręka pozostała w połowie ruchu, gdy zakonnik wyprowadzał atak. Wampir nie był jednak bezgranicznie głupi i wiedząc, że nie przełamie niewidzialnej bariery, po prostu pomógł wykorzystał telekinetyczny atak i odbił się w tył. Jedną nogą wylądował na komodzie, która nie widziała światła słonecznego od czasu ścięcia drzewa, z którego została wykonana. Mebel skrzypnął cicho, co poniosło się echem po pustej niemalże sali, w której toczyli bezpardonową walkę. Wąpierz poleciał w bok, wyminął Poetę i natarł z prawej. Funeris zdążył cofnąć bark, by nie dostać sztychem w obojczyk. Skontrował, uderzył poziomo w kierunku bioder. Wąpierz odskoczył do tyłu i znowu ruszył. Usłyszał jakieś pojedyncze słowo i stracił wzrok. W powietrzu rozległe się szybkie, lecz wyraźnie Aenye, które uwolniło zebraną na szybkiego magiczną energię. Lewa ręka Poety powędrowała do przodu razem z prawą dzierżącą miecz. Czarne ostrze zbiło atak krwiopijcy na bok, a czar wystrzelił do przodu snopem białego światła, który uderzył w oczy nieśmiertelnego. Zwężone do granic możliwości źrenice przyjmowały tak niesamowite dawki energii, że na pewien czas wąpierz stracił całkowicie zdolność widzenia. Nie mógł więc skutecznie obronić się przed natarciem, który zafundował mu skrzydlaty. Na napierśnik wojownika padła jucha, gdy dłoń trzymająca miecz upadła z brzękiem na posadzkę twierdzy. Następny atak skrócił przeciwnika o głowę, gdy ciało stało jeszcze chwilę zdezorientowane. Padło dopiero wtedy, gdy Funeris opuścił to pomieszczenie i skierował się dalej ze swoimi towarzyszami.
2x wampir banita