- Powodzenia tedy. - rzekł tamtemu ogrodnikowi, którego zastąpił Elrond. Cóż, miał nadzieję, że im się uda. Och, jakże przezorna i zdradliwa była sprawiedliwość w tym człowieku. Czyżby praworządność zupełnie zależała od punktu widzenia i własnej korzyści? Jakże potwornym wewnątrz był ten człowiek! Azaliż nie było lepszych? ÂŹle z pewnością czułby się, wiedząc o tym. Jednakoż wiedział dobrze. Westchnął tylko i jął szukać pozostałych ogrodników, aby dokonać zeń wymiany osprzętu i nieco popracować w ogrodzie. Cóż... przynajmniej kwiaty zdawały się być obojętne na zdradliwość duszy Istedda. Był to człowiek o zawistnych i gwałtownych pragnieniach i chyba już urodzony z nadszarpniętymi nerwami. Gwałtowność swoich pragnień brał za ich siłę. Do bólu pragnął się wyróżnić, był czasami gotowy do bardzo nierozsądnych porywów; gdy jednak już miało dojść do takiego nierozsądnego porywu, nasz bohater zawsze okazywał się zbyt mądry, aby się nań zdecydować. To go zabijało. Prawda? Pogrążony w takich myślach rozglądał się dalej za śladami przedstawicieli szajki Agawy.