Mag ponownie zawisł nad ziemię, obserwując miasteczko. Nie miał zamiaru nawiązywać kontaktu z mieszkańcami, mogłoby to zająć zbyt dużo czasu, przez co towarzysze mogli dojść do błędnych wniosków kierowani jego dłuższa nieobecnością. Chciał tylko sprawdzić, czy mieszkańcy nie stanowią zagrożenia. Nie wyglądało na to, osada była spokojna. Mag użyłby słowa "sielankowe" w stosunku do tego miasta, gdyby nie było odmienne kulturowo. Gdy upewnił się, że tubylcy nie wyglądają na krwiożerczych kanibali, wycofał się. Uformował ze swojej wietrznej formy szybki i zwarty strumień powietrza, by jak najszybciej wrócić do towarzyszy. Podróż trwała krótko. W końcu mag znalazł się tuz nad ziemią, otaczającą świątynię, w której byli jego towarzysze. Rozproszył zaklęcie i wrócił do bardziej fizycznej formy. Słysząc głos Gordiana, mówiącego że powinni wyjść, Zeleris nie wchodził do środka, lecz zaczekał na zewnątrz.