Oficer złapał za papier i zajął się czytaniem. Po chwili drużyna mogła zaobserwować jak twarz królewskiego z pomidorowej czerwieni zamieniła kolor na blady niczym ściana, prawie jak kameleon. Oficer przez chwilę ruszał szczęką próbując coś powiedzieć, ale po szoku jaki teraz doznał nie mógł nic powiedzieć. Dopiero później otrząsnął się i klnąc pod nosem spojrzał na krasnoluda.
- Już, oczywiście. Proszę za mną.
Rzekł oddając papierek i odwracając się na pięcie ruszył przed siebie. Tu jakieś schody, tu jacyś minięci dwaj wartownicy, tu drzwi, a tu kolejne schody. Wreszcie znaleźliście się w górnym zamku. Weszliście do jakiegoś budynku, a tam schodami w górę i korytarzem w prawo znaleźliście się przed solidnymi, dębowymi drzwiami. Wasz przewodnik zapukał swoją stalową rękawicą, a zaraz za drzwiami usłyszeliście niski głos.
- Wejść!
I weszliście. Znaleźliście się w średnio dużej komnacie, naprzeciwko was stał długi, solidny dębowy stół, a za nim pewien jegomość, który trzymał swoje ręcę na pewnych papierach. Oficer zasalutował. Po waszych bokach stało dwóch strażników, a za samym kapitanem dwóch jeszcze innych.
- Kasztelanie, oto goście..
Wskazał na was ręką, kasztelan uniósł ciekawsko brew.
- Z czym przychodzicie?