-Proszę sobie darować te wszystkie komplementy, to naprawdę nie moja zasługa i jest wiele osób ważniejszych ode mnie, w samym Bractwie chociażby. A rycerstwo musi się interesować ludnością, nie tylko tą ze stolicy- wyjaśniła jeszcze. Serce Eve niemal stanęło z przerażenia, gdy jeden z braci wybrał się na przechadzkę. Modliła się wręcz o to, by Zartat pokazał swe dobre oblicze i nie pozwolił odkryć dwójki jej przyjaciół, którzy jednak chcieli pomóc. Na szczęście wrócił po chwili, nie dojrzał niczego... Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
-Och tak, to niewygodny pancerz. Sama z niego zrezygnowałam, będę używać go tylko podczas bitw czy zaplanowanych potyczek- mówiła, wciąż jeszcze się uspokajając. Tak szczerze... Przez moment nawet myślała o zabiciu dwójki strażników. Opanowała jednak w porę nerwy, uratowało ją po prostu szczęście.
-Widocznie kobieta lubiła być obiektem do dowcipkowania i robienia sobie żartów, rzeczywiście. Dzieci w dzisiejszych czasach są takie nieznośne i lekkomyślne!- potwierdziła tonem znawcy, jak jakiś pedagog prawie.
-W takim razie po dwóch dniach wreszcie na coś będzie można natrafić. To przecież niedługo i możliwe, że sprawa się wyjaśni- rzekła ożywiona z nadzieją w głosie, że strażnicy będą mogli rozszyfrować zagadkę sami. Choć dopiero po roztopach mieli dowiedzieć się prawdy...
-Właściwie... mogłaby, się wybrać z panem... z panami. Ale tylko na chwilę. Potem chyba będę szykować się do drogi powrotnej- odparła lekko niezdecydowana i nerwowo spojrzała się do tyłu. Wiedziała, że i tak nie dostrzeże Armin i Siliona ale miała gorącą nadzieję, że usłyszą ją i to, co ma w planach. Będą musieli się obejść bez niej, przynajmniej na razie.
Powiedziała głośniej, żeby przyjaciele ją usłyszeli -Dobrze więc, chodźmy do karczmy!- zabrzmiało to lekko teatralnie, szczególnie, że Eve dobrą kłamczuchą nie była nigdy.
//która godzina?