Eustachy rozejrzał się po wszystkich, on był kimś więcej niż tylko druidem słyszącym głosy, Satyr to inne stworzenie niż powszechnie znane, są przesiąknięte naturą i zdolne do wyczuwania właściwych intencji. Rozejrzał się i powiedział.
- Dam je tym z was, którzy zasługują, by móc je chronić w dalszym życiu. Posiadanie chowańca to nie wykorzystywanie go i posiadanie ładnego żywego trofeum jak część z was uważa, to służba i przyjaźń do której trzeba dorosnąć, którą trzeba zrozumieć. Tylko godni są słuszni, by się nimi opiekować.
- Póki co, trzymaj je w swej opiece satyrze, daj im jeść i pić, w beczkach jest dobra woda, pieczywo i mięso. Nie wiem czym się żywią papugi, ale może coś się zda, by wykorzystać do ich opieki. Gorąco je usmaży tutaj w takich warunkach. A wy, każdy kto położy łapska na papugach nim dopłyniemy na Valfden straci obie dłonie, więc Creed zamiast głaskać wyczerpane zwierzęta zajmij się konwojem i pomocą naszym anjemnikom w pchaniu wozów do Hessein.
- Dobrze, chodźcie ze mną, do tego zrujnowanego miasta. - Powiedział Eustachy widząc, ze Salazar już skończył żartować i spieszył się.
Salazar po poprzedniej scenie, podszedł do wejścia do nekropolii. Przyjrzał się zwłokom papugi po czym ukląkł przed tą "studzienką" wypełnioną wodą. Taki ukrop, takie słońce, a tu woda? Hmmm...