- Mamy wyciek! - darł się wniebogłosy jeden z parobków pracujących przy rurach. Cały ubrany na czerwono, z zaczerwienioną twarzą i nawet o takich samych włosach. Niemalże identyczny, jak wszyscy oni wokół, biegał w te i nazad, cały czas starając się coś poradzić na pękające ściany gigantycznego tunelu. Kawałek po kawałku, element po elemencie, sklepienie ustępowało. Starali się jak mogli, pracując na szczycie po zewnętrznej stronie. Chcieli pomóc, jednak nie mogli uczynić dosłownie nic. Materia rwała im się pod rękoma, puszczała, ulegała. Jakby się starali, musieli polec.
Ostrze otchłani było po prostu zbyt ostre dla żył wewnątrz ciała Funerisa Venatio.
Dlatego krwawił...
Ból, jaki poczuł, był niesamowicie intensywny. Ăwiczenia ćwiczeniami, wyuczona odporność na ból robiła swoje, ale nie wszystko da się po prostu zatuszować i stłamsić. Gdyby nie miesiące ciągłego treningu najpewniej by zwyczajnie zemdlał. Runął na posadzkę, legł bezwładnie i się najpewniej nie obudził. Był jednak zahartowanym wojownikiem, paladynem, sługą Zartata. Widząc miecz wbijający się w jego ciało, myślał tylko o nim. Przeszło mu przez myśl, że zawiódł, że nie spełni obietnic. Miał kroczyć wśród ciemności i nieść kaganek dobroci tam, gdzie jest tylko zło. Miał walczyć z tym złem, wyplenić je, oddzielić ziarno od plew. Wiedział, że Urzjel chciała go powstrzymać, chciała powstrzymać ich. Grupę rycerz swego Pana, walczącego z Nim i dla Niego.
Pamiętając o tym wszystkim, spiął się w sobie, gdy ostrze wychodziło z jego ciała. Jego prawa ręka nadal dzierżyła miecz. A miecz ten, Neltharionem zwany, nadal spoczywał w ramieniu spaczonej demoniczną siłą anielicy. Gdy ona blokowała cios Patty, Poeta wyszarpnął klingę i uderzył raz jeszcze. Czarna ruda kobiety spotkała się z ostrzem otchłani w tym momencie, gdy on miał swoją klingę na powrót w górze. Dopomógł sobie telekinezą, by szybciej wyjąć miecz i zadać nim kolejny cios w zranione już części ciała. Wykonał ruch, jakby coś kroił, jakby chciał odkroić spory kawałek z pieczeni. Jakby chciał odciąć rękę.