Eric kiwnął głową, dając znak, że w pełni zrozumiał polecenie.
- Powodzenia - mruknął przyjaźnie do Nathaniela i puścił mu oczko, po czym ruszył w swoim kierunku. W miarę tego, jak zbliżał się do rynku, tłum na ulicach gęstniał. Choć Atusel zaczynało od statusu nędznej wioski rybackiej, zdążyło rozrosnąć się do tego stopnia, że korzeni i początków tego miejsca nie dało się już zobaczyć. Być może przez tych cholernych ludzi, których było wokół całe mnóstwo i najpewniej to oni za tym stali. Stajnię bardziej wywęszył niż wypatrzył. Kierowany własną intuicją i zmysłem węchu dotarł do przestronnego, drewnianego budynku, z którego dochodził zapach siana, gnoju i koni. Całkiem przyjemna mieszanka, trzeba było to odnotować. Wszedł do środka, szukając kogoś, kto zajmowałby się w chwili obecnej pilnowaniem rejestru.
- Jest tu kto? Przybyłem po wóz oddelegowany dla Georga Hertlinga - poinformował, może nazbyt pochopnie i ku uciesze zbyt wielu uszu.