Funeris już nie musiał się kryć i udawać. Wstał, przytroczył do lewego ramienia tarczę i mocniej ścisnął Czarną Bestię. Odsunął się w lewo, w zasięg drugiego ogniska. Kilka zwierząt padło pokotem, nadziewając się na śmiercionośną falę Aragorna. Magia, której materializacja była równie czarna, co jego miecz, uśmierciła sporą grupę nieprzyjacielskich wargów. Poeta czytał o nich w bibliotekach, gdy któregoś dnia odpoczywał do treningu fizycznym. Pamiętał, że był to jeden z dni, które spędził na placu treningowym Bractwa ÂŚwitu. Pakował, jak by to określił jego dawny znajomy, który już chyba nie żyje.
Wargi - mocne, wielkie stwory, które miały jedną słabość. Otóż te warkliwe zwierzęta, jak większość dzikich bestii, bały się ognia. Czuły przed nim jakiś niewypowiedziany, pierwotny strach, który kazał im uciekać, by nie sparzyć się od gorąca bijącego z płomieni, które targały na przykład zajętym pożogą lasem. Człowiek chciał to skrzętnie wykorzystać. Z tarczą wysuniętą do przodu i mieczem nisko opuszczonym postąpił kilka kroków stronę wilkopodobnych, by zwrócić na nich swoją uwagę. Podziałało dokładnie tak, jak miało. Jeden jedyny warg dostrzegł samotnego wojownika, który znajdował się na uboczu, chociaż wcale nie oddalony od reszty. Instynkt zwierzęcia wziął górę i warg podchodził z wolna w jego stronę.
Funeris spiął mięśnie i przygotował się na atak. Wiedział, że jego oponent będzie chciał skoczyć w jego stronę i wgryźć się w jego arterie, bądź poszarpać mocno jego kończyny. W chwili skoku zwierzęcia przyklęknął nieco i zapierając się o ziemię, wykorzystując mocarne ciało atlety, ustawił tak tarczę, by warg mógł się po niej ześlizgnąć w stronę, gdzie znajdowało się ognisko. Gdyby ten manewr się udał, Funeris miał wykonać szybkie cięcie w stronę przednich łap wielkiego wilczura, by pozbawić go podparcia. Wierzył w moc swojej broni. Trzeba było tylko odrobinę precyzji i nieco szczęścia.
Wszystko jednak nie wyszło do końca tak, jak chciał tego Poeta. Warg faktycznie ześlizgnął się po tarczy, za którą schowany był człowiek, lecz upadł nieco dalej i nie tam, gdzie było to zamierzone. Funeris i to spróbował wykorzystać. Szybkim krokiem, zanim zwierzak się jeszcze obrócił, doskoczył do ogniska i kopnął w nie swoim opancerzonym buciorem, by żar poleciał prosto na warga. Trzymając tarczę przed sobą wykonał wypad mieczem dzierżonym w prawej ręce, celując prosto w pysk bestii. Nieco oślepionej, miał nadzieję.
//No i tak to jest, jak się ma kilka osób, które jednocześnie zabijają ten sam obiekt.
