A tymczasem na górze Zeleris, całkowicie nieświadom obecności poniżej strasznego "uuu!" Meaneba, krzątał się po zrujnowanej osadzie, co polem bitwy była niedawno. Słyszał oczywiście jak wściekły Aragorn wydaje wyrok na pechowego elfa. No cóż, wyrok sam w sobie nieco... naciągany. Bo niby jak to ma być sprawdzane? No i w ewentualnej bitwie na tych ziemiach elf też ma nie rzucać zaklęć "bo zakaz"? Dracon prychnął tylko. Nie wtrącał się jednak, gdyż w gruncie rzeczy nie była to jego sprawa. Zagadanie do Malavona też w sumie byłoby pozbawione sensu. Dlatego też postanowił zastosować się do rady nieznanego mu zakonnika, który nazywany był Canisem, ale Zeleris o tym nie wiedział, i sprawdzić nieco teren, na wypadek obecności niedobitków. ÂŻeby było szybciej i "bo tak" wzniósł się w powietrze i przeleciał nad wioską, wypatrując jakichkolwiek oznak aktywności mutantów. Czasem lądował, aby sprawdzić jakiś zakamarek ruin.