Nim zdążyłem wytrzeźwieć ogarnąć co się w okół dzieje, moi kompanii zdążyli zająć się każdym z przeciwników. Można by rzec że każdy miał swoje pięć minut w trakcie tejże walki, prócz mnie. Tak to już kurwa jest, nim człowiek wyjmie miecz, jest już psiakrew posprzątane. Ale na nic był moje ubolewania, w końcu to było z mojej winy. Za wolno działałem w tym momencie.
W trakcie walki usłyszałem jak krasnolud, coś mówił o przesłuchiwaniu więźnia, zostawianiu przy życiu. Czy coś w ten deseń. To mogło być moje pięć minut, w końcu mogłem się na tej wyprawie jakoś wykazać. Zsiadłem z konia, rozejrzałem się po czym powiedziałem w kierunku krasnala:
-Panie krasnal, pozwolicie że zajmę się przesłuchaniem.
Nie czekałem na odpowiedź. Tylko wziąłem ruszyłem w kierunku wozu, na którym znajdowały się różne, wszelkiej maści przedmioty obozowe. Które mogły idealnie posłużyć jako materiały sprawiające ból. Chile mi zajęło nim zeskoczyłem z wozu, obładowany w różne rzeczy. Na moim ramieniu wisiała długa, gruba lina. W rękach trzymałem drewniany palik, pochodnie, wódkę, obcęgi, oraz skromny młotek. "Uzbrojony" w owe przedmioty ruszyłem w kierunku lini drzew. Zostawiwszy cały sprzęt za drzewami, w końcu nie chciałem aby ktoś widział co dokładnie będę robił.
Wróciłem na pobojowisko po nie zbyt długiej walce. Stanąłem nad jednym z przeciwników. Był on przytomny, jego grymas twarzy, świadczył o tym że bełt wbity w jego nogę bolał. Widząc go zacząłem na niego krzywo patrzeć, obserwować, oraz dziwnie się uśmiechać. Niczym psychopata który morduje dla czystej przyjemności. W sumie coś w tym było. Napatrzywszy się na niego spytałem z wrednym uśmiechem, ledwie przez ciemności nocy widocznym dla osób daleko ode mnie stojących:
-Boli nóżka?-nie czekałem na odpowiedź, zaraz po moim pytaniu ranny otrzymał mocnego kopniaka w ową przestrzeloną nogę. Jego bolesny skowyt zakłócił ciszę nocną. Kiedy tylko się w miarę uspokoił, powiedziałem mu dziwnym tonem-To teraz idziemy sobie porozmawiać na osobności.
Kiedy tylko skończyłem tą wypowiedź, ciszę nocną zakłócił kolejny krzyk. A był on spowodowany tym, że chwyciłem go za przestrzeloną nogę i zacząłem ciągnąć w chaszcze. W owe chaszcze w których zostawiłem swoje fachowe "narzędzia".Kiedy tylko się tam znaleźliśmy, zapaliłem pochodnie wypowiadając krótkie -Heshar. Pochodnię wbiłem w ziemię, po czym zacząłem przeglądać swoje zgromadzone narzędzia pracy. Na początku chwyciłem w swoje dłonie wódkę. Zrobiłem ze dwa łyki po czym odwróciłem się do leżącej ofiary i spytałem:
-Dokąd to jaśnie panienki się wybierały?
Nie odpowiedział, lecz splunął mi pod nogi. Przyjąłem to nie okazując gniewu, lecz sekciarz zaraz tego pożałował. Z całej siły nadepnąłem na jego łydkę, i wyrwałem bełt z jego uda. Las znowu ogarnął głośny krzyk, wzmożony dodatkowo tym iż ranę od razu zalałem mu wódką.
-Będziesz mówił?-spytałem krótko, lecz tym razem nic nie odpowiedział. Postanowiłem trochę go po przypalać. ÂŚciągnąłem mu buty przywiązałem do nóg linę, którą przerzuciłem przez konar drzewa i podwiesiłem jego stopy. Na tyle wysoko bym się nie musiał zginać. Gdy wykonałem te czynność, napiłem się ponownie wódki, której została mi już nie cała połowa. Zakorkowałem butelkę, odłożyłem delikatnie na mchu, po czym zabrałem pochodnię do ręki. Chwilę później zdało się słyszeć bardzo głośne krzyki, a dodatkowo ktoś z bardzo wyczulonym węch mógł wyczuć swąd palącego się mięsa, ludzkiego mięsa.
Ale niestety na nic zdały się moje próby torturowania dotychczasowego. Jeniec wciąż milczał, a do tego mdlał z bólu, przez co musiałem go co chwilę cucić. Kiedy tylko trochę odpoczął, wziąłem do ręki młotek, oraz kamień który w pobliży znalazłem. Podłożyłem mu pod dłoń owy kamień, kolanem docisnąłem przedramię. I znów ciszę nocy zakłócił krzyk niemiłosiernego bólu. W między czasie było słychać gruchot łamanych kości. W końcu jedna dłoń długo nie wytrzymała, a człowiek ma dużo kości.....
Tortury zajęły przeszło dwie godziny. Wyszedłem za chaszczy trochę umorusany krwią. Podszedłem do już rozbitego obozu usiadłem przy ognisku i zacząłem pić. Nim skończyłem pić poczułem pytając wzrok krasnala na sobie. Pytanie to nawet nie musiał zadawać, bo zaraz usłyszał dwa krótkie zdania:
-Pacjent zdechł. Nie powiedziała menda niczego.