- Mogę wziąć pierwszą wartę - rzuciłam w stronę krasnoluda, już moszczącego się w zaimprowizowanym legowisku. Póki co nie czułam senności, mogłam zatem przypilnować obozowiska. Zresztą, ktoś i tak musiał to zrobić, a z doświadczenia wiedziałam, że przymusowo oddelegowany do tego człowiek potrafi zrobić wiele, by nie musieć siedzieć w chłodzie nocy. Dlatego wybrałam sobie stosunkowo duży kamień, nieco oddalony od obozowiska. W ten sposób nie zobaczyłby mnie nikt, kto próbowałby się zakraść. No i oczy choć trochę adaptują się do ciemności, czego z pewnością nie zrobiłby w świetle ognia.
Usiadłam zatem na kamieniu, przesuwając rękojeść miecza bliżej dłoni i rozpoczęłam swoją wartę.