Albo też sił wyższych. Na jedno wychodzi. No może nie do końca "na jedno". W każdym razie, efekt był jednakowy. Mimo to Sevuś próbował dalej. Dawniej z rzadka używał tego typu narzędzi. Zarabiał na życie mieczem, sztyletem, lub słowami "Stój, to napad". Więc z siekierami, toporami, młotami, halabardami i tym podobnymi narzędziami, tudzież broniami nie miał zbyt wielkiego kontaktu. Efekt tego był widoczny. Kawałki drewna nie wyglądały zbyt estetycznie i równo. Kruczy adept podejrzewał, że to kwestia tego, jak trzyma rękojeść siekiery. Jednak za nic nie mógł znaleźć właściwego uchwytu. Już wolał "ciachać" mieczem, niekoniecznie drewno. Tak dla lepszego efektu wizualizował sobie, że pieńki są twarzami ludzi, za którymi nie przepadał. I kontynuował w ten sposób rąbanie drewna. Ostrze siekiery wznosiło się i opadało. Lśniło w świetle dnia, jakby było czymś więcej, niż tylko prymitywnym narzędziem. Stos drewna do porąbania systematycznie zmniejszał się, na korzyść drugiego stosu, poukładanych kawałków drewna. W sumie praca może i była dość męcząca ale na pewno nie wymagająca. Należało tylko uważać, aby nie zrobić sobie krzywdy ostrzem siekiery, ale taki wypadek był raczej mało prawdopodobny.