Severus, krokiem zwiewnym jakoby oddech elfki mierzącej z łuku do niewinnego ludzkiego dziecka, które nieumyślnie zerwało kwiatek w jej(!) lesie, podążył za Archibaldem. Szczerze mówiąc miał już serdecznie dość tego dworu, majordomusa i tej misji. Trwała ledwie dzień, lecz zdawała się ciągnąć niemiłosiernie. Ta niecierpliwość byłą dość ironiczna w przypadku Ravnbloda. No ale cóż, zdarza się. Po drodze zatrzymał się na chwilę i wziął z jednej z doniczek garść ziemi. Takie hobby, podkradanie ziemi z doniczek. Trzeba być tolerancyjnym dla wszelkich upodobań. Na przykład denerwowania strachliwych elfek. W końcu dotarli do schodów, prowadzących na dół, do schowka na wino. Sevuś chód miał lekki, jakoby płatki stokrotek na wietrze, zaś słuch Archibalda zapewne przyćmiła starość. Młody Kruk zszedł po schodach i skradając się (a przynajmniej się starając!) wszedł do składziku. Będąc wewnątrz zamknął za sobą drzwi. Odgłos ich zamykania zaalarmował Archibalda, lecz po części o to chodziło Sevowi. Błyskawicznie rzucił garścią ziemi z doniczki w jego oczy, aby go oślepić i zwyczajnie, po ludzku, dał mu w mordę, mając nadzieję, że cios ten, w który włożył niemało siły, odeśle na pewien czas majordomusa w objęcia sennych mar.