Wreszcie gęsty las ustąpił, a zamiast dżungli pojawił się zwykły piach na którym spały wiwerny. Eve ucieszyła się z takiego terenu walki, gdyż nic nie przeszkadzało w starciu, wszyscy rycerze będą mogli rozstawić się na wolnym terenie, a miejsca nie zabraknie. Było jeszcze chłodno, co było dodatkową zaletą i dawało im przewagę. Nad okolicą zaś górowała wieża, niezwykle szeroka, pnąca się w górę, ale nie ona była najważniejsza, tylko sześć wiwern, które należało zlikwidować. Im szybciej tym lepiej.
Kenshin jako pierwszy dał znak do ataku. Za nim swą walkę zaczęli też paladyni. Wilhelm przemieścił się do wiwerny oddalonej o 10 metrów od tej, którą zabił ork. Jego miecz już był gotowy do użytku. Jednakże wszystkie zwierzęta zbudziły się nagle, wszystkie na raz, jakby rażone impulsem. Był to zwykły zwierzęcy instynkt, choć aż dziwne że bestie nie wyczuły ich wcześniej, tylko spały spokojnie. Teraz zostały wyrwane ze spoczynku i musiały stoczyć bój. Nie od dziś wiadomo, że to dość głupie zwierzęta. Niestety z tą głupotą łączy się też agresja. Wilhelm dopadł do jednej z wiwern. Stała ona już na nogach i rozpostarła swoje wielkie skrzydła. Podbiegła do wojownika i zaatakowała go żądłem. Sprawny unik pozwolił uniknąć ciosu. Potem wystarczył jeden sprawny ruch dłoni i miecz zagłębił się w bok zwierzęcia. Wbił się łatwo, kalecząc większość narządów wewnętrznych wiwerny. Krew obficie spływała na piach i wsiąkała w niego.
W tym samym czasie inni nie próżnowali. Michał wraz z jednym ze rycerzy Chatal walczyli z wiwerą, która z początku zaatakowała ich z powietrza, jednak nie zdążyła wysoko wzlecieć, gdyż paladyn wypowiedział inkantację -
Izeshar, wcześniej pobierając energię magiczną. Pocisk esencji zwęglił łeb wiwerny, kończąc tym samym jej żywot.
Ronm którego ulubioną bronią był kiścień, zbliżył się do przeciwnika. Przerośnięty jaszczur szarżował w jego stronę. Broń paladyna była już jednak w ruchu i nawet rozpostarte skrzydła nie robiły na nim wielkiego wrażenia. Znał swoje umiejętności. Tak poprowadził kolczastą kulę, że trafiła wiwernę w szyję, a on sam zdążył schylić się, by nie zostać ugodzonym przez żądło. Wiwerna zaryła w piach, lecz paladyn szybko do niej dopadł i mocno uderzył kilka razy w grzbiet i głowę. Kolce poraniły skórę bardzo boleśnie. Posoka znów rozlała się dookoła.
Tymczasem Evening wzniosła się w powietrze. Zrobiła nad terenem jedno kółko, by rozeznać się szybko w sytuacji i rozpędzić trochę. Dostrzegła to jedna z wiwern. Głupi jaszczur także oderwał się od ziemi. Evening pożałowała, że zachciało jej się zaatakować z powietrza. Bezpieczniej byłoby rozegrać to zwyczajnie na ziemi. Jednak już było za późno. Antarii musiała wykonać nagły i szybki zwrot w powietrzu, by nie zostać ugodzoną żądłem rozwścieczonej wiwerny. Przeciwniczka anielicy nie była taka niezdarna w powietrzu, choć jej nietoperze skrzydła były bardzo duże. Do tego dochodziły pazury, które właśnie zwierzały w stronę Eve niezwykle szybko. Evening zdążyła jednak skoncentrować się, co nie zabrało jej wiele czasu, gdyż mała to wyćwiczone. Przemieściła się za wiwernę. Ta przeleciała dokładnie w tym miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się Eve. Zdziwiona, lecz wciąż dość niemądra wiwerna, poszybowała dalej, łypiąc w dół, szukając ofiary. Jednakże niedługo już miała być martwa.
Anielica użyła jednego z prostszych zaklęć z dziedziny życia. Nie warto było się wysilać. Skupiła szybko energię, poczuła jak krąży w jej żyłach. Nad jej dłonią pojawiła się kula przypominająca tą armatnią. Zbliżyła się do wiwerny na jakieś 10 metrów. -
Izeshar!- krzyknęła, gdy wyczuła odpowiedni moment. Przy pomocy telekinezy śmiercionośny pocisk pognał w stronę istoty, która zacharczała w dziwaczny, gadzi sposób i zaczęła opadać w dół. Jej nietoperze skrzydła stały się bezwładne, a rana po pocisku zrobiła się czarna. Zaśmierdziało też spalenizną.
Wiwerna spadła w piach, wzbijając niewielkie chmury kurzu.
//Paladyni: 3 wiwierny, 2 mieczem i kiścieniem, jedna pociskiem esencji. Eve: pocisk esencji.
Została 1 wiwerna. (Kensh, dla ciebie
)