Evening wyrwało się bardzo brzydkie przekleństwo, którego niepodobna nawet powtórzyć i nawet wypowiedziane przez największego chuligana traktowane jest jak wyjątkowa obelga, nie przystająca tym bardziej paniom baronowym w otoczeniu swych rycerzy. Na szczęście nikt go nie słyszał; inaczej byłby bardzo zgorszony i zdziwiony niewychowaniem panny Antarii. Jednakże jak tu inaczej zareagować jak nie siarczystym wulgaryzmem, gdy jakieś przerośnięte owady tylko czyhają na ciebie i atakują niespodziewanie i, po pierwsze, zupełnie bez sensu, zamiast siedzieć w gąszczu i zajadać się małpkami. Evening poczuła złość, gdyż w chłodny czas chciała jeszcze zregenerować siły na walki a nie marnować je na jakieś głupie walki po drodze, nikomu niepotrzebne i na dodatek niepotrzebnie narażające jej ludzi na śmierć czy obrażenia. Anielica zirytowała się, jakby od niechcenia, ale jednak z przymusu, sięgnęła po miecz z czarnej rudy.
Jednego ze stworów cięła siedząc jeszcze na koniu, mocnym, choć niezamierzonym i wykonanym prędko ruchem od dołu. Atak dosięgnął odnóża rotisha ucinając je w połowie. Przeciwnik zwalił się niezdarnie na ziemię, wtedy Eve zdążyła zeskoczyć z Pałasza i wbiła ostrze w pancerz. Czarna ruda przebiła się przez chitynę docierając do owadzich wnętrzności. Eve szarpnęła by wydobyć miecz wbity w rotisha. Musiała bowiem szybko reagować na pozostałe stwory, których jeszcze kilka było na drodze.
Anielica przemieściła się za odwłok jednego przeciwnika. Po latach praktyki przyszło jej to z niezwykłą łatwością, choć wymagało wyjątkowej koncentracji, siły woli i prośby do Zartata. Sekundę później nad jej dłonią formował się już pocisk z żywiołu życia. Evening skupiła energię na powstającej magicznej kuli, uniosła rękę i wypowiedziała inkantację -Izeshar!. Pocisk esencji przy niewielkiej pomocy telekinezy pomknęła w stronę średnio zorientowanego w sytuacji rotisha. Kula uderzyła w głowę, także chronioną przez chitynę ale bardziej delikatną i mniejszą niż na przykład odwłok. Pocisk zwęglił owadzią głowę, lecz Eve wykonała szybki unik schylając się, by nie zostać trafioną przez kończyny, poruszone drgawkami. Wykonała wcale wdzięczny piruet, jak na pole bitwy, i przystanęła na sekundę czy dwie. Musiała pobrać nieco boskiej energii pozwalającej jej na walkę magią.
Jeden rotish atakował dwóch rycerzy, z czego jeden był bardzo wystraszony, a drugi mierzył do niego mieczem jak drewnianą zapałką. Eve zaczerpnęła mocy Zartata, prosząc go w myślach o siłę, którą niezwłocznie otrzymała z niebios. Rotish, skoncentrowany na rycerzach, nawet nie dostrzegł anielicy szykującej się do rzucenia zaklęcia. Niebo rozświetliło się, podobnie jak czasami promienie słoneczne przebijają się przez chmury. Anielica wypowiedziała inkantację -Izeshar upishosh!, a błysk z nieba zalał przeciwnika, który skrzeczał i piszczał, jednak niedługo potem pozostał z niego popiół i kilka cienkich kości. Swąd zwęglonego ciała był przy tym niemiłosierny.
W tym czasie rycerze z Chatal i paladyni Bractwa wspólnie starali się pokonać pozostałe bestie.
Wilhelm pomagał jakiemuś rycerzowi. Najpierw przemieścił się do rotisha, który siekał swymi odnóżami w powietrzu, mierząc jednak w wojowników. Wilhelm posłał w jego stronę dwa pociski esencji, wypowiadając wcześniej inkantację Izeshar i skupiając się na zaklęciach. Rycerz dobił zwierzę kilkoma pchnięciami w brzuch, gdzie nie było chitynowego pancerza.
Ron wykonując kilka bardzo poprawnych i skutecznych zamachnięć, które miażdżyły pancerz z chityny i raniły bestie. Musiał się mierzyć aż z dwoma na raz, jednak perfekcyjnie bronił się też tarczą, przez co śmiercionośne odnóża zatrzymywały się właśnie na niej, nie raniąc paladyna. Wkrótce obok niego leżały dwa martwe rotishe.
Michał znacznie lepszy był w walce mieczem. Razem z jednym ze strażników, który walczył nieco gorzej od niego ale wciąż skutecznie, pokonali dwa ostatnie rotishe, które walczyły zaciekle, ale w końcu się poddały pod naporem dwóch mieczy i dwóch wyszkolonych wojowników.
//Zabiłam 3 rotishe (błysk niebios, pocisk esencji).
Rycerze pozostałe 5.