Drago nie jechał konno. Nie zabrał na tę zamorską wyprawę swojego wierzchowca. "Dlaczego?" zapytał by ktoś? Otóż, hipotetyczny, ciekawski czytelniku, po prostu nie chciał narażać się na jego stratę. Koń to spory wydatek, szczególnie porządny, a nie pierwsza lepsza szkapa. W podróż na wizytację własnych ziem można go wziąć. Ale na bitwę z demonami już średnio. Tak przynajmniej odpowiedziałby rozsądny człowiek, albo też wampir. Drago chociażby. Natomiast, dajmy na to, taki krasnolud odpowiedział by zapewne "Spierdalaj". I tak oto rozwikłano zagadkę braku wierzchowca Dragosaniego.
Sam Dragosani szedł sobie gdzieś tam, obok wozów. Nie pocił się tak jak inni. Nie odczuwał upału w taki sposób jak oni. Czuł, że jest ciepło i przyjemnie, lecz nie przeszkadzało mu to. Mutacja obdarowała go niewrażliwością na takie sprawy. Nie mógł cierpieć przez upał, jak i nie odczuwał dotkliwego mrozu. Oczywiście wciąż pozostawała słabość jego rasy i jej sprawca - słońce. Ale przynajmniej nie przeszkadzał mu upał. Idąc przed Evening ignorował całkowicie jej narzekania, aby się przesunął czy coś. W ogóle zastanawiał się, czy sobie nie wskoczyć na wóz. Jako wampir miałby w sumie ku temu powód.