Choć sprawy poszły nieco niepomyślnie, Eve w czas zorientowała się, co trablin ma w zamiarach. Na kolanach była mniej więcej jego wzrostu, mógł łatwo zrobić jej krzywdę. Potyczki w śniegu nie należały do jej ulubionych. W pogotowiu jednak wciąż miała miecz i w odpowiedniej chwili zwróciła go w stronę stwora, gotowego do ataku. Przeciwnik wykonał kilka ruchów, jednak w chwilę później tkwił już na ostrzu, przeszyty na wskroś, a w stronę rękojeści spływały pojedyncze krople krwi. Odetchnęła z ulgą , wypuszczając kłębki pary z ust i patrząc w zastygłe w zdziwieniu gałki. Trup wykonywał jeszcze jakieś ruchy konwulsyjne, wyglądało to tak, jakby jeszcze chciał walczyć. Usiadła na śniegu, nogą zsunęła trablina z miecza. ÂŚnieg wokół sztywnego ciała zabrudziła cieknąca ciepła krew.
Wstała, otrzepała się ze śniegu, poprawiła włosy- wiadomo, jak to kobieta, i wzrokiem powiodła za czteropalczastymi śladami biegnącymi do ciemnego lasku.