Eric jedną dłonią trzymał konia za uprząż, a drugą badał korę mijanych drzew. Przypomniał sobie dzięki temu pewną dawno usłyszaną radę dla podróżnych zagubionych w lesie. Wystarczyło wówczas spojrzeć, gdzie drzewa najbardziej obrastają mchem, by dowiedzieć się, gdzie jest północ. Z pobieżnych obserwacji Erica wynikało, że wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, północ jest wszędzie.
- A to ci dopiero... - mruknął cicho sam do siebie. Cały czas pozostawał czujny. Nasłuchiwał, rozglądał się, patrzył pod nogi, przed siebie i rozważał wszystko, co pojawiło się w polu jego widzenia. W lesie panowała jednak pełna napięcia cisza. Cicho było do tego stopnia, że gdy koń parsknął prosto w jego ucho, Eric podskoczył w przerażeniu i omal nie skręcił sobie kostki, wpadając w niewielką, króliczą norę.