Zasiedli za długim, nieco zbyt wąskim stołem. Nieco zbyt wąskim jak dla wysokiego, postawnego mężczyzny. Karczma usytuowana była na szlaku, który głównie odwiedzają krasnoludy, więc nie ma się czemu specjalnie dziwić, że stół nieco węższy, bo ramiona klientów raczej krótsze. Ale na szczęście dzik, co by nie mówić o gospodarzach, czy klientach, był nad wyraz okazały. Funeris dopiero teraz zdał sobie sprawę, że mimo iż już jakiś czas przebywa w królestwie, to jeszcze ani razu nie tknął dziczyzny. Drób, który już dawno mu się przejadł, był szeroko serwowany w stolicy, gdzie najczęściej przebywał. W Bractwie ÂŚwitu karmili świetnie, ale to chyba nie był dzik. Przynajmniej nie tak, tak aromatycznie przyprawiony i soczyście polany piwem. Jęczmiennym, na miłość Zartata! Jęczmiennym! Ciemne mięso, ciemne piwo, nutka karmelowa, przyprawy, zioła... Ależ się człowiek może rozmarzyć!
- Jeżeli mogę, kufel tego zacnego, którym dzika polano - zwrócił się do dziewczyny, która latała między stolikami. - Porteris Imperialis, jak mawialiśmy w naszych stronach...
//Ja tam mam akurat nadzieję, że nie będzie taka zwykła siekanka...