Między innymi dzięki witalizmowi Isentor uleczył swoje rany, zaraz po tym jak wydłubał pociski.
- Zostawiłem was dosłownie na pół godziny, mieliście zrobić jedną rzecz... Elrondzie zajmij się Salazarem, ja uzdrowię Fakiriona.
Isentor zbliżył się do adepta, którym miotało jak opętanym od wywołanych przez wstrząs drgawek. Chwycił go mocno po czym przyłożył dłonie do rany wlotowej na płucach i oku, następnie dzięki energii magicznej przeprowadził transfer zdrowych tkanek do uszkodzonych organów przejmując ich uszkodzenia. Głucho zakasłał krwią, splunął obok siebie. Czuł jak jego płuco się regeneruje, oko buduje niemal od zera, ból był nie do zniesienia.
- Oko, będzie boleć. Kurwa!
Oko Fakirionas wyglądało jak nowe, Isentor wyleczył jeszcze lekkie rany na jego ciele, adept zupełnie nie wyglądał na takiego, który był już drugą nogą w zaświatach.