-Pacz.. pacz je kurwa, świntości ani uszanujo!- zerwał się z ziemi oburzony Hagnar. Wtórujący mu Domenik podniósł swój topór, gdy sam też powstał. Niespodziewane pojawienie się wiwern mogło przysporzyć tylko kłopotów w tej sytuacji.
-Pilnujta wińźniaaaa- krzyknął Domenik pędzący w kierunku wiwerny. Drobnostka, rzekłbyś, widząc jego zapał, jakby robił to codziennie po dwa razy. Hagnar natomiast, drugi z brodaczy, czuł respekt wobec bestii. Zmiatająca tak śnieg i grudy ziemi jak i ludzi potworzyca tańczyła swojego walca zniszczenia. Zatem i rozrywkowi brodacze z nią zatańczą. Pierwsze kroki nie były wyszukane, wczuwali się w rytm. Taktownie Domenik odskakiwał wabiąc i nęcąc stwora, wchodził w niewielkie a la piruety, przynajmniej w swoim mniemaniu całkiem gustowne. Nie brało się z to z chęci zaistnienia, pokazania siebie, krasnolud po prostu myślał, że tak będzie ciekawie. Równie dobrze mógł ostentacyjnie zaszarżować.
Wildschwein biegł na odległość celnego strzału. Zarepetowany muszkiet po kilku sekundach wymierzony był w paszczę bestii.
-Opanuj oddech!-
-Jest!-
-To co sie odzywasz!-
-Mmm-
-Już lepiej chłopcze- -Strzelaj-
Przypomniał sobie swoje lekcje Hagnar. Lekcje kiedy wiwerną była słomiana tarcza i drewniany kulochwyt. Teraz to wszystko wracało, to zawsze wraca.
-Pal, kurwa, pal!- wyrwało strzelca z zadumy wołanie Domenika. Domenik chyba średnio tańczył, bo było widać po chwili jak guzdrał się w okolicy odnóż wiwerny. Niby próbując je dziabnąć, niby odskoczyć przed ciosem. Potwór był strasznie ruchliwy, nawet Hagnar zwątpił czy uda mu się trafić. Wypalił mierząc w łeb, dym okrył jego twarz.
Ile można... myślał Domenik próbując zaczepić wiwernę toporem. Ostrze z pewnością rozszarpałoby pancerze. -Pal, kurwa, pal- krzyknął w końcu, gdy cudem odskoczył i uratował topór przed pożarciem przez wiwernę, która niespodziewanie zwróciła się całkowicie do niego. Zaszarżował pod potwora ryzykując stratowaniem. Będąc "w" ciął szeroko po brzuchu i nogach,