- Grashiz! - wykrzyknęłam inkantację, nabuzowana magiąm krwią i walką. Energia raz jeszcze wypełniła moje ciało, czułam, jak adrenalina buzuje mi w żyłach, mieszając się z magią, tworząc wybuchową mieszankę. Ruszyłam na wroga, wznosząc prawą rękę do ciosu. Gdy wojak próbował się zasłonić, zamarkowałam cios mieczem i zdradliwie uderzyłam buławą z boku. Huknęłam go prosto w żebra, gruchocząc je i powalając przeciwnika na kolana. Cięłam zamaszystym sinistrem po gardle, zbroja była już cała uwalana krwią i pyłem. Ruszyłam dalej, zbiłam cios miecza buławą, kolejne ostrze przejechało po napierśniku, ale tym już się nie przejmowałam. Odtrąciłam obuszkiem klingę żołnierza przede mną i wbiłam srebrne ostrze tuż pod jego mostek. Nie trudząc się wyciąganiem klingi obróciłam się, młócąc wściekle buławą. Stalowa kula raz za razem uderzała w jego klingę, w końcu przełamując ją na dwie części. Wtedy uderzyłam znad głowy, prosto w czoło, kawałki kości rozprysnęły się na boki. Cofnęłam się, generując jednocześnie sporo magicznej energii - Anosh! - krzyknęłam, a zaklęcie spotęgowało moje własne zapasy energii magicznej, pozwalając mi rzucać więcej zaklęć. Wyciągnęłam rękę, wymawiając kolejną inkantację - Izeshar! - nad dłonią pojawiła się lśniąca kula, aż tętniąca życiem. Do tego stopnia, że jej witalność była zdolna palić na popiół. Posłałam ją telekinezą wprost na głowę kolejnego wroga. Obłok go spopielił, błyskawicznie pozbawiając życia. Cofnęłam się, unikając dosłownie o milimetry pędzącej klingi. Zagapiłam się, zaatakował mnie kolejny żołnierz. Przemieściłam się za jego plecy, jednocześnie wsuwając buławę pod pachę i krzycząc - Heshar! - płomienie ogarnęły nieszczęsnego żołnierza, jego skórzany pancerz na nic mu się nie przydał. Wtedy podbiegłam do zwłok, wyszarpując klingę i skoczyłam na następnego wroga. Zbiłam jego miecz cięższą buławą i cięłam krzyżowo, tworząc na jego twarzy wielki znak "X". Cięłam jeszcze raz, przez skroń, przecinając tętnicę. Ruszyłam dalej, zaatakowałam kolejnego żołnierza, uderzając buławą w jego kolano. Noga załamała się pod żołnierzem, a wtedy obróciłam rękojeść w palcach i potężnym pchnięciem w dół przebiłam jego serce. Odetchnęłam głębiej, odkrywając, że w zapale bitewnym niemal zapomniałam o oddychaniu i dopadłam następnego żołnierza. Widziałam jego młodą, szczerą i niesamowicie przerażoną twarz, gdy z łatwością przełamałam jego blok. Ale to nie był czas na sentymenty, moja klinga zatańczyła, tnąc przez skroń, gardło i pachę. W idealnym ruchu przecięłam jego trzy tętnice. Obca klinga opadła na moją zbroję, a ja podziękowałam w myślach za stalową osłonę, bez niej już dawno byłabym trupem. Odwróciłam się, jednocześnie zawijając oboma brońmi jednocześnie. Mężczyzna odtrącił niezdarnie miecz, ale minął się z buławą. Obuch trafił go w rękę, boleśnie obijając mięśnie. Wyszczerzyłam się wilczo, przyciągając go telekinezą, by nabić go na ostrze aż po rękojeść. Srebro przebiło jego serce, zginie w ciągu chwil. Kolejny, dzielny żołnierz mnie zaatakował. Uderzył mieczem prosto w moją rękawice, cios był na tyle bolesny, że upuściłam miecz. Warknęłam i zamachnęłam się buławą, raz, drugi trzeci, w końcu przełamując jego obronę i tłukąc w czaszkę. Kula uderzała raz za razem, mózg już dawno opuścił ten zakuty łeb. Uniosłam wzrok, widząc szarżującego na mnie wojaka i wypuściłam buławę z rąk, wyciągając ręce przed siebie - Heshar! - krzyknęłam, a płomienie objęły żołnierza, paląc go w ściągu chwil. Rozejrzałam się i zobaczyłam, jak jeden z tych buntowników powala właśnie jednego z naszych. Skupiłam energię magiczną i wypowiedziałam inkantację - Izeshar! - obłok pełen mocy powstał nad moją wyciągniętą ręką, a ja posłałam go prosto w stronę żołnierza. Zginął, wciąż zadowolony z zadania łatwej śmierci.
4456/6000x Mięso armatnie