Ruszyliście bardzo szybkim krokiem, na górny pokład. Wszędzie cuchnęło denaturatem, oraz ludzkim strachem. Wy natomiast niczym nie wzruszeni trafiliście na górny pokład, przemycaliście bimber. Wszędzie było pełno ludzi, ale udało wam się na dziobie dostrzec największą z łodzi ratunkowych. Po przebiciu się przez oddział oficerski próbujący odbić wasze beczułki, dostaliście się do łodzi, weszliście na nią i ją spuściliście. Po godzinie byliście już daleko od tonącego okrętu. Wszędzie pływały szalupy, ale tylko jedna łódź zwróciła wasza uwagę. A raczej nie łódź tylko tratwa, na której siedzieli dwaj bimbrownicy poznani dzień wcześniej, oraz ten mały chłopiec. Potem nagle zemdleliście, po czym ocknęliście się na podłodze karczmy.