Diomedes z miłym zaskoczeniem przyglądał się dobrze urządzonemu wnętrzu jamy. Wszystko ewidentnie zajmowało słuszne miejsce podług wszelkich możliwych technik wystroju i choć ciągle czuło się swego rodzaju obcość i chłód kamiennej jaskini, odczucia te łagodzone były przez sielski widoczek komfortowego łóżka z baldachimem, z pewnością równie wygodnych foteli i przyjemnie skwierczącego paleniska. Na uznanie zasługiwał również pomysł tego, kto wpadł na takie użycie karety. Co prawda nie nadawała już się do tego, do czego faktycznie została stworzona, ale jej nowe zastosowanie z pewnością bardziej przydawało się domatorom jaskini, a poza tym była bardzo ciekawym, bo przecież nieczęsto widzianym w takiej roli... meblem. Diomedes posłusznie usiadł przy jednym z foteli, automatycznie formując swoje usta w leciutki, sympatyczny uśmieszek. Z niebywałą wdzięcznością w oczach chwycił wychłodzoną butelczynę piwa, odkorkował ją i pociągnął kilka łyków. Do tej pory czuł się wspaniale, ale chłodna ciecz, która przemknęła przez jego gardło jeszcze bardziej dodała mu wigoru.
- ÂŚwietne to piwo - pochwalił, nim przeszedł do odpowiedzi na pytanie Dona. Przetarł dłonią usta i z zadowoleniem odetchnął, podkreślając jak bardzo połechtane po brzuszku zostało jego pragnienie i kubki smakowe.
- Jestem Diomedes Nivellen. Do niedawna wędrowny kupiec, teraz... najemnik? - zastanowił się. - Tak, to dobre słowo, najemnik na pańskich usługach. Przybywamy z Metr. Byliśmy na drodze do Blavic An, ale nasze plany zmieniły się, kiedy "U Baby Jagi" napotkaliśmy Murila. On nas tu przytargał. Wyświadczył przysługę zarówno nam, jak i wam - pozwolił sobie na subtelne parsknięcie śmiechem.
- Bardzo nam się tutaj podoba. Chłopaki bardzo sympatyczne, poza tym świetna, swojska atmosfera. Miło tak usiąść sobie przy ognisku, wgryźć się w pieczeń, pogaworzyć, pożartować... Kiedyś już było mi dane doświadczyć czegoś takiego. Ten tutaj to Faust Nivellen. Mój kuzyn - przedstawił kompana, ale pożałował Donowi ckliwej historii o tym, jak to w jego właśnie obozie dowiedzieli się o swym pokrewieństwie. Zresztą prawdopodobnie prędzej czy później i tak wyszłoby ono na jaw.
- Rozumiem, że teraz kolej na nasze pytanie? - uśmiechnął się chytrze.