Diomedes obdarzył maurena spojrzeniem, które mówiło "zuch chłopak", po czym ostrożnie odszedł od niego i wyszedł spomiędzy krzaków z dala od klifu, do którego zbliżała się jakaś postać. Było ciemno, tak więc Diomedes postanowił rozjaśnić ów ciemność. Położył się na ziemi tak, że niewielkie wzniesienie całkowicie maskowało jego obecność. Sięgnął za pazuchę i wyciągnął mały, lekko połyskujący kawałek drewna. Różdżkę. Wycelował ją jakieś trzy cztery metry od leniwie włóczącej nogami postaci i wyszeptał
- Ihigi - poczuł, jak różdżka zbiera w sobie moc. Od czasu, gdy nauczył się koncentracji za każdym razem gdy jej używał, czuł, jak magia przez nią przepływa, jak wzbiera w niej ciepła i niebezpiecznie pociągająca energia. Ekscytowało go to. Nie dał się jednak ponieść magicznemu uczuciu, pewnie trzymał różdżkę i nie pozwolił swej dłoni nawet drgnąć. W końcu piorun kulisty wystrzelił. Oświetlił cały teren wokół i śmignął zaraz przed nosem nonszalancko wędrującego do kryjówki fanatyka. Diomedes przez chwilę miał wrażenie, że ten dostanie ataku serca, gdy zobaczył jego wychodzące z oczodołów gałki oczne. Tak się chyba jednak nie stało, więc Nivellen czekał teraz, aż ów człowieczyna zacznie się zastanawiać, co to było i skąd przyszło i dam tym samym pole do działania dla Darlenita.