- Hm - mruknął sam do siebie, ogarniając wzrokiem wijące się niczym korzenie starego dębu robaki. - Jakby tak tu wpierdolić Darlenita... - rozmarzył się. Czym prędzej zatrzasnął skrzynkę i ułożył na niej precyzyjnie cegłę, która trzymała wieko na swoim miejscu. Paskudztwo obrzydziło Diomedesowi życie. Postanowił już nigdy, pod żadnym pozorem nie zaglądać do śmierdzących skrzyń ustawionych przy murach. No, ewentualnie mógł się kimś wyręczyć. Na przykład jakimś zupełnie przypadkowym maurenem w magicznej szacie. Nivellen stwierdził jednak, że nie ma czasu do stracenia. Należało poddać brzeg morza obserwacji, a że grupa szaleńczych sekciarzy mogła się okazać niesamowicie groźna, postanowił najpierw odszukać Darlenita.
- Daje słowo. Jak niczego się nie dowiedział, to wpierdolę do tej skrzynki. - mruknął do siebie i wrócił na miejsce, gdzie dwaj kompani się rozdzielili. Zastanawiał się gdzie mauren mógł pójść. Na dziwki? Możliwe. ÂŁowić ryby? Na pustyni chyba go nie nauczono. Diomedes rozmyślał, kto mógł posiadać jakieś informacje na temat porwań, przestępstw i tak dalej. Odpowiedź przyszła szybko. Straż miejska! Tam też postanowił się udać i zapytać o maurena. Nie było sensu czekać do wyznaczonego wcześniej momentu spotkania, kiedy było się w posiadaniu tak ważnych informacji. By uratować jak największą ilość osób, trzeba było działać szybko. I zorganizowaną grupą. Bohaterskie czyny może i są potem długo opiewane w licznych pieśniach przekazywanych przez wędrownych bardów, ale Diomedes stwierdził jednoznacznie, że od nieśmiertelnej sławy wolałby raczej długotrwałe życie. Poznaczone jak najmniejszą ilością siniaków, ran, złamań, odcisków po ugryzieniach i innych takich tam dupereli. Tak też rezygnując z wiecznej glorii i chwały, znów postanowił poradzić się okolicznych mieszkańców. Tym razem nie o budynek karczmy, a o posterunek straży miejskiej. Zaczepił przypadkowego przechodnia przeciętnej, niewyróżniającej się urody i zapytał:
- Przepraszam, mógłby mi pan powiedzieć, gdzie znajdę posterunek straży miejskiej?