Walki pod rezydencją gubernatora ucichały powoli, Aragorn szukał wzrokiem jakiegoś przywódcy buntu. Nie podobało mu się to że w pewien sposób ktoś ich zrobił w chuja kolokwialnie mówiąc. W końcu znalazł młodego elfa, wrzeszczał jakieś natchnione przemówienie o tym jak to Cesarstwo im pomoże, że płynie reszta armii, gdy Aragorn przy wszystkich, publicznie przyłożył mu z pięści w ryj.
-Przestań pieprzyć żołnierzyku, wasze wsparcie to my. Co wy sobie ludzie myśleliście kurwa? ÂŻe zabijecie sobie kapłana i gubernatora a wasze ukochane Cesarstwo wypowie wojnę Omowi? ÂŻe utrzymacie to miasto przy pomocy kilku mieczy, łuków, z bandą nie wyszkolonych... cywili? Nie ma żadnych okrętów i nie będzie, oszukano was i mnie, byliśmy tylko przynętą. Nie zauważyliście że te "wspaniałe obietnice" były przesadzone. Aragorn czekał na reakcję tłumu, nikt się nie odezwał. Przywódca wstał wycierając krew z kącików ust.
-On ma racje, daliśmy się nabrać na miłe słówka. Tak jak nasi przodkowie dali się nabrać Omowi. Pytanie, dlaczego to zrobili?
-To proste, by odwrócić uwagę od faktycznej operacji. A teraz wybaczcie, mamy pracę do wykonania.
Aragorn i jego drużyna podeszła pod drzwi rezydencji, kopniak gwałtownie otworzył drzwi.
-Aerth, Orion tyły. Zeyfar, Anv pierwsze piętro.