Kruk chciał jak najszybciej pozbyć się zielonoskórych nieprzyjaciół. Nie dlatego, że spieszyło mu się do Mistrza Gordiana. Nie dlatego, że nie podobała mu się sielankowa sieczka. Dlatego, że konkretnie napierdalał go łeb, a obfita w wysiłek w walka wcale nie łagodziła bólu. Po chwili jednak przyszło ukojenie w postaci zimnej wody. Ktoś chwycił go za fraki i bez pardonu wrzucił do basenu portowego. Umiejętność pływania opanował podczas wielu treningów w Bractwie, tak więc szybko wydostał się na port, tylko że przemoczony i obolały. I niezbyt zadowolony. Podbiegł do trzyosobowej grupki i uderzył płasko, prostolinijnie i bez werwy. Uderzenie zostało łatwo sparowane. Po chwili jednak zaskoczył przeciwnika skomplikowanym wyprowadzeniem ciosu, równolegle do ziemi, na poziomie pasa. Zaskoczony ork uskoczył, ale nie udało mu się do końca uciec przed ostrzem. Na jego podbrzuszu zawitała krwistoczerwona rysa. Zielonoskóry obruszył się i zaszarżował. Diomedes uskoczył przed dwoma agresywnymi cięciami, wykonał obrót i sparował atak drugiego orka. Kolejny obrót pozwolił znaleźć mu się w dogodnej sytuacji do zmniejszenia otaczającej go grupy, jednak Diomedes zareagował zbyt wolno i orkowi udało się podtrzymać gardę. Kruk nie zrażając się uderzył od góry, potem, gdy jego cios został sparowany, zszedł niżej i ciął poprzecznie do góry, przez klatkę piersiową. Ork runął na kostkę brukową. Diomedes odskoczył przed niezgrabnym, za to piekielnie silnym cięciem i uderzył z obrotu, niecelnie. Szybko odzyskując rezon, wykonał trzy poprzeczne cięcia i jedno przecięło klatkę piersiową orka. Jego cielsko powędrowało w kaskadzie krwi prosto do morza. Diomedes szybko zasłonił się przed ciosem ostatniego orka z grupy, którą sobie obrał. Chęć zemsty sprawiła, że uderzenie mocno nabrało na sile. Kruk przez chwilę siłował się z orkiem na miecze, jednak lepsze warunki fizyczne miał przeciwnik, tak więc Diomedes musiał odskoczyć. Ork widocznie nie spodziewał się tego, bo zatoczył się do przodu, tracąc równowagę. Diomedes wykorzystał to ścinając mu głowę z karku.
- To tak na następny raz. Wbijecie parę pali przy porcie, nabijecie te główki i już żadne korsarze się tu przybyć nie odważą. - zamruczał z chorym uśmieszkiem.
12/30