Krasnolud przemieżając powoli wąskie uliczki starej czesci miasta Efehidon, przyglądał się panujacej wokol biedocie, szedl tak dobra chwile az w koncu znalazl sie w centrum Efehidonu.
Panował tam nieprzemieżony tłok, wszedzie dało sie słyszec przekrzykujace sie glosy kupcow ktorzy nieustannie probowali wcisnac swoj nieraz dobry, nieraz beznadziejny towar przytlumionym hukiem klientom. Ludzie kotłowali sie niczym w kotle wypelnionym wrzacym olejem, zdarzaly sie przypadki co slabszych osobnikow ktorzy byli deptani przez ten straszny tlum.
Krasnolud zatrzymal sie tylko na chwile przy stoisku z mocna gorska przepalanka, lecz nie kupil nic gdyz ciazylo na nim poczucie obowiazku ktore wbijalo mu sie w swiadomosc niczym swiezo naostrzony sztylet. Szedł kwadrans, trudno mu bylo sie przepchnac przez ten tłok ale nawet nie zauwazyl kiedy znalazl sie na podgrodziu. Podgrodzie charakteryzowalo sie tym ze żyło własnym zyciem, ludzie zyli tutaj powoli lecz pracowicie, czas uplywal tu leniwie i spokojnie, krasnolud usiadł skrzyżnie przy pobliskim drzewie i zamyślił się.
// Troche sie rozpisałem