I szli tak całą noc. W dzień, upiorny skwar lejący się z nieba zaś w nocy przeraźliwe zimno. Dla stałocieplnych ludzi nie była to żadna nadzwyczajna rzecz lecz jaszczuroludzie różnie sobie z tym radzili. Jednak na jednorękim nie robiło to już wrażenia. Długie lata wojaczki, był już mocno zaprawiony w nieprzyjaznych warunkach. W dalszym ciągu jednak zdawał sobie sprawę, że kiedyś może zamarznąć. Starał się jednak nie dopuszczać tego do siebie.
Ich przemarsz przerwał monotonny szum morza. Morskie fale, odbijające się w blasku księżyca, koiły rozkołatane nerwy nie jednego człowieka. Tutaj, na szczęście, wszyscy byli opanowani. Ciągle coś mu w głowie podpowiadało, że raczej skończy się to wszystko fiaskiem.
Wracały wspomnienia. Szedł jakby w letargu zatopiony w starych powracających obrazach. Wszystkich bitwach, wypraw, które przeżył i jak też to wszystko rozpoczynał. Czuł się jak jakiś stary weteran, wyrzutek społeczny. Przypomniał sobie nagle jak wiele stracił wyruszając na wojnę z Białą Hordą. Zatrzymał się na moment i spojrzał w stronę morza. Fale majestatycznie rozbijały się o kamienistą plażę.
Uniósł dłoń w jej stronę i spoglądając nań zacisnął ją.
- Nie dam się tym skurwysynom zgnieść. Za daleko już zaszedłem. Czas wreszcie zakończyć tą paskudną wojnę raz na zawsze.
To powiedziawszy zasyczał złowrogo i powolnym krokiem dołączył do reszty wojowników. Teraz wreszcie czuł, że żyje.