- Ranny? A to nieszczęście... No, ale mówisz że jest po operacji, zakładam medyk Ignatius się nim zajął? Bardzo to dobrze, szkoda by było, porządny z niego i uczciwy krasnal, nawet jeśli nie najbogatszy - wieści najwyraźniej były dla gospodarza ciężkie, bo nalał drugi kufel piwa i pociągnął kilka tęgich łyków. Po chwili odetchnął i na nowo się uśmiechnął, powracając do poprzedniej pozy zadowolonego z życia karczmarza - A Bestia... Nikt nie wie. To jest w tym wszystkim najciekawsze. Po prostu pewnego dnia zaczęli ginąć ludzie. I to różni, Betsia nie jest wybredna. Ginęli żebracy, przejeżdżający kupcy, raz nawet pewna znaczna osoba... Ale o niej nie chcę mówić. To było tylko dziwne, ale potem zaczęliśmy znajdować ciała - gospodarz po raz kolejny polał sobie piwa i chlusnął, najwyraźniej temat nie był dla niego prosty - Ciała rozszarpane, porozrywane na strzępy. Czasem były ślady pazurów, czasem kłów. Raz brakowało krwi, raz jucha była dosłownie wszędzie. A i ciała były wszędzie. W rzece, wieszane na bramie, dosłownie rozbryzgiwane na drzwiach domostw. Ginęło coraz więcej osób. Dlatego tez wszyscy tacy bojaźliwi. Nie tutaj, bo widzisz kompania doborowa to i czego się bać.