Rycerz także poczuł trawiący, irytujący, wołający do jadalni głód. Nie czekając długo, ażeby głód go nie pochłonął i nie odebrał mu zmysłów, Marduke udał się w stronę jadalni. Tam też siedział Kiellon i pewna osoba, którą chyba skądś kojarzył.
Nabrał sobie czegoś wyglądającego na mięso, trochę chleba i wody. Tak, wody - jak dla konia. Przysiadł się obok krasnoluda, brata zakonnego i przyglądnął się mięsu. Wyglądało raczej na zjadliwe. Odstawił je i złożył ręce do modlitwy, odmawiając ją w myślach. Krótka, szybka, acz gorliwa modlitwa do Zartata o łaski na ten dzień.
-Smacznego.- życzył i zaczął się zajadać. Mięso było białe w środku, więc raczej drobiowe. Popił wodą.-Co tam powiesz, Kiellon?- zapytał brata zakonnego, ciekaw co u niego.