Themo obserwował walkę. Ba, nawet był w samym centrum. Jednak nie stał jak kołek, a skulił się przy wejściu na dolny pokład. Nie chciał oberwać kulą armatnią jak idiota. Czekał ze swoją kuszą, aż podpłyną wystarczająco blisko, by móc ręcznie dokończyć to, co armaty nie dały rady... I na tym się skończyło. ÂŁut szczęścia, opatrzność bogów, celne trafienie. Ważne było to, że wrogi statek szedł na dno. Wyciągnął bełt z łożyska i nacisnął spust, by zwolnić cięciwę. Wyszedł zza osłony i założył kuszę na plecy. Ogarnął wzrokiem górny pokład i zniszczenia, jakich dostali.
-Rannych do mnie, martwymi się zajmiemy później.
Krzyknął sygnalizując chęć pomocy. W końcu po coś odbył kompletne szkolenie medyczne.