Co?!... Kapitanem? Przecież ona zupełnie się na tym nie znała... Walka, używanie nieco magii, sadzenie kwiatków, zajmowanie się domem - taki błahostkami i owszem ale ona nawet dobrze nie znała budowy statku! A co dopiero dowodzenie nim!
-Tylko spróbuj "zaginąć"- ostrzegła go, nie wierząc do końca jego słowom i nie wiedząc co Salazar ma na myśli. To przecież było oczywiste, że kompania z Valfden wyjdzie z potyczki niemal bez szwanku. A przynajmniej taką mieli wszyscy nadzieję.
Ruszyła za resztą na górę zostawiając niedokończony posiłek. Rozkazy, które dawał jaszczuroczłowiek brzmiały jak komendy w obcym języku. Naprawdę nie znała się na tym...
Wtem na pokładzie, zupełnie niespodziewanie, pojawiła się dziwna postać, mówiąca w nieznanym i dziwnie brzmiącym języku. Sytuacja zupełnie zbiła ją z tropu. To nie był żaden z piratów, to był ktoś o wiele groźniejszy.
W jej dłoni zaczęła formować się świetlista kula energii. Pocisk esencji zasilany siłą woli i łaskami od Zartata, wywoływany też przez miłe wspomnienia... Kula urosła do wielkości tej armatniej i unosiła się kilka centymetrów nad dłonią mściciel. Ruszyła w stronę dziwnego zakapturzonego człowieka. Lecz pocisk energii zaczął słabnąć. Wreszcie zniknął całkiem a trwało to może kilka sekund.
Sytuacja zmieniła się, i to diametralnie. Eve stała dość blisko całej sytuacji mając się na baczności. Na razie nie reagowała.