Gdy do pomieszczenia wpadło trochę światła przybyłym ukazał się koszyk a w nim małe puszyste szczeniaki. Matki w pobliżu nie było. Od razu wszyscy zaczęli się nimi zachwycać.
Eve raczej nie lubiła tak słodko odnosić się do zwierząt. Niby kobiety mają instynkt macierzyński i czują potrzebę opiekowania się istotami słabszymi. Szczególnie, że te szczeniaki to też były dzieci, tylko że taru.
-O, dziękuję. Edgar będzie pasowało...- stwierdziła, gdy wzięła swego szczeniaka za skórę na karku i podniosła na wysokość oczu. Choć szczenie ma zaledwie kilka dni, dziewczyna oceniła, że będzie z niego niezrównany myśliwy. Dobra tresura połączona ze zwierzęcym instynktem... to uczyni go prawdziwą bestią. Później chwyciła Edgara w bardziej wygodny dla niego sposób. Położyła go sobie na dłoni i okryła drugą dłonią, przyciskając do klatki piersiowej. Szczeniaki muszą czuć dotyk, gdyż wtedy uspokajają się i mają pewność, że rodzeństwo albo matka jest obok.
Oglądając zwierzaka dokładniej, zapamiętując, że jego prawe ucho zdobi czarna plamka futra, taka sama jest na grzbiecie i podobna na ogonie i łapie, zauważyła napis na szyi... Amare. Miłość.
W głowie zaś pojawiły się myśli i marzenia o przyszłych, kilkudniowych nawet polowaniach, gdy ona konno będzie przemierzać lasy i łąki, a taru bezbłędnie będzie wskazywał zwierzynę, a nawet sam zabijał ją bez niepotrzebnego uszkadzania jej ciała.
Na razie jednak przytuliła go mocniej i wbiegła na podest. Mały Edgar zasnął, pomimo rozgardiaszu wokół.