- Nie wiem jak wygląda. Nie wiem jak się ubiera? Co ja jestem, Zartat? - rzekł nieco zrezygnowany. Sam pewnie nawet nie wiedział czym dokładnie, ale był zrezygnowany. To życie widocznie go przytłaczało.
Mgliście pamiętał swoje pierwsze lata jako żołnierz, służąc pod sztandarami baronów i królów z kontynentu. Dumny, przystojny, dobrze zbudowany i pewny siebie - taki był. Potrafił skraść każde niewieście serce, pokonać każdego przeciwnika, a w piciu alkoholu ustępował tylko krasnoludom i takiemu tak kolesiowi z imieniem na "D", co on się później jakimś starym wampirem okazał. Był panem życia, swojego życia. Było ono dla niego wszystkim, postępował zawsze według własnego uznania, chociaż nie można powiedzieć, że był człekiem złym - wręcz przeciwnie. Jeden z tych światłych rycerzy, wzorów do naśladowania. Ach, to były czasy...
Gerin starł mikroskopijną łzę, która pojawiła się na jego policzku. Spojrzał na kobietę.
- A bo widzisz, ten Krzysztof pojawił się na liście do odstrzału pewnej przebiegłej i z zasady złej organizacji, sekty jakby, która się na nas ostatnio uwzięła - wytłumaczył. Mówił prostym językiem, bezpośrednim, by ten mały człowieczek to wszystko zrozumiał. - Poszukiwaliśmy go, chcieliśmy do niego dotrzeć, czegoś się dowiedzieć. Odrzucaliśmy kandydatów tak długo, aż wreszcie natrafiliśmy na trop tego człowieka. To najprawdopodobniej on. Nie wiem jak wygląda, ale ma podobno ze dwadzieścia lat, może dwadzieścia dwa, nie więcej na pewno. No nie wiem co mam Ci powiedzieć...