Kiedyś ten dzień, a właściwie zmierzch, musiał nadejść. Zawsze jednak Nessa sądziła, że to będzie "jutro". Nie dzisiaj. "Teraz" jest za wcześnie, więc hrabia Cadacus następnego dnia dopiero roześle wici. Bez pośpiechu. Może nawet sprawa sama się wyjaśni. Deszcz srebra nie byłby złym rozwiązaniem.
Przygotowania wprawdzie zaczęła już dawno, jednak ciągle odsuwała od siebie myśl, że będzie musiała opuścić stolicę i udać się w nieprzyjazne góry, które przez krótką chwilę mogły być jej domem. Zrezygnowała jednak z tego niewielkiego zakątka na rzecz ciągłej ucieczki, by znowu wrócić i zastać jeszcze większy bałagan. Jednak teraz nie czas było to roztrząsać. Teraz długoucha miała jeden cel - zachować głowę na swoim miejscu, jednocześnie nie będąc kompletnie bezużyteczną. Chciała pomóc, ale nie zapominała, że przeżycie jest diabelnie ważne nawet jeśli czujesz się zupełnie beznadziejnie.
Koń zaczął stąpać bardziej nerwowo. Tinuviel spędziła wystarczająco czasu w siodle, by to zauważyć. Zdążyło ją to zaniepokoić, lecz już po chwili do jej uszu dotarły nierozpoznawalne głosy. Była blisko. Przełknęła ślinę i pogładziła wierzchowca po szyi. Gdyby ją zapytać, jak go nazwała, zmieszałaby się, próbując zmienić temat. Nie wymyśliła jeszcze imienia, a i nie była pewna, czy chce. Za takim imieniem idzie przywiązanie i odpowiedzialność, a to dla Nessy bardzo wiele. A na pewno wystarczająco, by uciec na drugi koniec wyspy.
Zsiadła z konia i ruszyła powoli w stronę zbiorowiska. Na miejscu długoucha przywiązała wierzchowca. Teraz było tylko trudniej. Musiała się przywitać, a chociaż zaznaczyć swoją obecność. Poczucie wstydu jej nie opuszczało. Bez słowa zatem podeszła do hrabiego i jego partnerki, kłaniając się lekko, jak zwykła to robić. Na Draga jedynie przez krótką chwilę spojrzała, bo nie była pewna, czy nie przerwała jakiejś istotnej rozmowy.