Jesteś wyczerpany i masz chwiejny chód. Byłeś już ledwie kilka metrów od topora kiedy wylądowała na nim naga piękność, która cię tu zabrała. Rozłożyła skrzydła przysłaniając słońce. Powiało chłodem i przeszła cię gęsia skórka. Nie wiedząc kiedy jej palce wydłużyły się i w efekcie przemieniły w ostre jak brzytwa szpony. Jeden z nich podstawiła Ci pod gardło zmuszając cię byś spojrzał jej w oczy. - Krasnoludek ledwie do nas dotarł i już ma dość? Nie masz się czym przejmować. Przyzwyczaisz się, mamy całą wieczność. Uśmiechnęła się ujawniając kły. W cieniu swoich skrzydeł nie wyglądała już tak pięknie.
- Chyba że zachciało ci się uciekać? Zaśmiała się, nie był to jednak już taki słodki śmiech. - My cię tu potrzebujemy, będziesz nam płodził małe demonki aż do kresu swych dni. Hmm, który nigdy nie nadejdzie. Za jej plecami spostrzegłeś demonicznego konia, który cię tu przywiózł i teraz chodził niespokojnie po polanie. Wyraźnie czuł się tu obco. Jego kopyta kłóciły się z tym światem rozwarstwiając go. On zerkał niespokojnie na demonicę.
Ty znowu skupiłeś wzrok na niej. - Chciałeś się napić? Ależ oczywiście! Pij na zdrowie, pij na płodność! Obok wystrzeliła wysoka fontanna alkoholu. Czujesz ogromną pokusę by go skosztować.
- Piwo! Kobiety! Czy to nie to o czym zawsze marzyłeś?
Zrozumiałeś, że rzeczywiście jest to to o czym marzyłeś. Zrozumiałeś jednak, że po tych przeżyciach, już nigdy nie skosztujesz rozkoszy współżycia pamiętając o tej, która cię spotkała. Czy tak samo będzie z piwem?