To co wydarzyło się potem, miało pozostać tajemnicą zabraną do grobu wraz z orkiem. A każdy kto próbowałby poznać ten najmocniej strzeżony z sekretów, zabity by został samym spojrzeniem Eda. Otóż w chwili gdy nasz ork wykonywał zamach nogą i ta leciała już w kierunku brzucha bestii, by pogruchotać jej kości, breja na której stał, spowodowała poślizg i jak można się spodziewać, stracenie równowagi. Wielkie cielsko przechyliło się w tył i zaczęło lecieć na plecy. Ed już wiedział, że na jego spotkanie nie wychodzi twardy grunt, a ciepłe, obsrane i płynne coś, w które niebawem się zanurzy. Już nawet nie przejmował się kłami bestii, bo to dosłowna plama na honorze już nigdy nie zostanie zmazana. Szczęśliwie dla niego, bezwładna noga, której to nadał pęd, leciała dalej ku celowi i bucior, mimo że nie tak dokładnie jak zamierzał, trafił w cielsko lecącego kotopodobnego, powodując, że ten przeleciał nad zwalającym się na podłogę orkiem. Ułamek sekundy potem, Ed poczuł miękkie, rozbryzgujące się na wszystkie strony goo, a tuż pod nim twardy grunt. Starał się sobie wyobrazić, że to kupki liści i kwiatów, ale nic to nie dało. Smród otrzeźwił go natychmiast. Nikt jeszcze w historii wszelkich ras, nie próbował tak szybko powstać z ziemi jak ork w tej chwili. Cały w gównie, odwrócił się i zaczął wyszukiwać kreshara, by wyładować na nim swoją złość.