Chłopak był ze wsi, przyzwyczajony do roboty, zahartowany. ÂŻycie nauczyło go sporo, przetestowało pod każdym względem. Gniłby dalej na zapadłej farmie, gdyby nie zrządzenie losu i przypadek, który zastał go w Efehidonie. Zauroczony punktem rekrutacyjnym Bractwa ÂŚwitu wstąpił tam, by - jak się miało niedługo okazać - zostać na dłużej. Już niemalże rok mija, jak chłopak siedzi poza domem. Jeszcze kilka miesięcy ciężkiej pracy i może spróbuje starać się o pasowanie. Codzienne treningi bojowe przy boku nauczycieli potrafią zdziałać cuda i nawet potencjalnie prosty chłopak, który w życiu nie trzymał w ręku miecza czy kiścienia, może stać się wytrawnym wojownikiem. A kto wie, może ma w sobie ukryty talent? Talent miał na pewno do tego, by być bardzo bezpośrednim w kontaktach z ludźmi. Zawsze mówił to co uważał, nie zawsze było to taktowne. A że nie przepadał specjalnie za typem człowieka, jaki prezentowała Faye, to powiedział jej co wiedział. W kilku prostych i zwięzłych słowach.
- A może ty weźmiesz się wreszcie do pracy? Ventepi nasrała Ci świętym gównem na rączki, że nie możesz wyczyścić jednego konia? Po kiego diabła żeś tu przyszła, skoro nawet tego nie zrobisz, co? Tylko w łóżku jesteś dobra? - Zmierzył dziewczynę karcącym wzrokiem i ocenił, że w łóżku może być zaiste świetna.