Gordian już miał coś odpowiedzieć i to coś miało przesądzić spór gdy ciszę jaką panowała w wiosce zagłuszyło dudnienie bębnów. Tak samo bezszelestnie jak zniknęli wcześniej, tak teraz pojawili się wojownicy. Na ich czele stał wódz ubrany w dziwny, choć niezwykle intrygujący strój ze skór, liści i piór dzikich ptaków. Dodatkowej potęgi, którą emanował dodały my dziwne ozdoby i biżuteria wykonana z czegoś co przypominało znane nam Ilusmirskie szkło. Za nim pojawili się wojownicy odziani w skóry sambirów, wśród nich zauważyliście również ranionego wcześniej wojownika, który teraz wyglądał na tak samo zdrowego jak pozostali.

Z domów wyłoniły się kobiety, które w dłoniach niosły misy z jakimiś mlecznobiałymi płynami, których nigdy wcześniej nie widzieliście. Idąc w stronę Wiecznego Ognia tworzyły równą kolumnę przywodzącą na myśl marsz pokutników, który dochodząc do linii światła rzucanej przez ogień rozdzielał się na dwoje. Tworząc półkole wokół ogniska kobiety klękały, a właściwie w taki sposób siadały kładąc misy przed sobą.
Wódz występując przed krąg wojowników zbliżył się do ognia i uklęknął na ziemi wyciągając obie dłonie przed siebie. Jeden z wojowników podał mu włócznię, a drugi pokrwawiony pióropusz, który jak zauważyliście należał do jedynej śmiertelnej ofiary dzisiejszej potyczki.
- O Dobre Wielkie Mzimu, ofiarujemy Ci duszę, naszego Brata i Syna Oxetualetha, który w obronie wioski sprowadził na siebie zemstę Złego. Oto oddaję Ci jego broń. - to powiedziawszy, rzucił w ogień jego włócznię.
Coś błysnęło i zaiskrzyło gdy drewniana broń wpadła w ogień, a nagły podmuch wiatru zakręcił iskrami zabierając je wprost do nieba.
- Ofiaruję Ci jego pióra, które po stokroć skropiła krew jego wrogów. - tym razem płomień wystrzelił w górę jakby za sprawą wybuchu jakiegoś dziwnego gazu.
- Oddaję Ci też jego samego, jego ciało i ducha, aby stał się on sługą Dobrego Mzimu. - powiedział a wysoko na skale ponad wioską zapłoną ogień pogrzebowego stosu. Stary szaman tańczył wokół ognia, a nad nim krążył ten dziwny ptak, który wcześniej siedział na jego ramieniu. Całość ceremonii trwała ponad godzinę, chociaż dla Was było to jak minuta.
Wojownicy zaczęli tańczyć wokół ogniska zanosząc dziwne, niezrozumiałe wam okrzyki ku niebiosom, a wtedy chmury rozstąpiły się rozegnane silnym wichrem a na niebie zaświeciły dwa księżyce ukazując pełnię swoich tarcz.
- Synowie Morza! - zagrzmiał wódz ponad bębnami, tańcem i śpiewem.
- Wstąpcie w krąg jasności ognia! - gestem obu rąk wskazał oświetlony przez Wieczny Ogień krąg, na którym właśnie zakończył się taniec.