Progan obserwował wszystko. Nie trzymał już jednak kija w dłoniach. Pasterską laskę wsadził w beczkę, w dłoniach miał łuk, nałożoną strzałę i napiętą cięciwę. Kiedy zbliżali się, Progan schował się za balustradę przyklękając na jedno kolano. Spojrzał na łuk, na cięciwę i na strzałę. Na jej żelazny grot. Zamknął oczy i szeptał.
- Bogini, łuk i strzała to domena myśliwego, łowcy. Nie ma nikogo tak zależnego od Twoich darów, jak myśliwy żyjący i utrzymujący się z tego, co w lesie żyje i rozwija się. Tak jak błogosławisz im, polującym dla utrzymania swego życia na ziemi, jak pobłogosław mi. Bogini, ja będę walczył, będę ranił i okaleczał, może zabiję... Nie patrz na to, jako na mój kaprys, lecz jako na mój obowiązek i ochronę życia. Bo jeśli nie ja zastrzelę...
-Do abordażu! Strzelcy ognia! - usłyszał lecz dokończył
-...to oni zabiją mnie - rzekł i wychylił się, spojrzał, zauważył pirata który już szykował się do zarzucenia liny z hakiem na okręt Gordiana. Progan wynurzył się z łukiem, naciągnął cięciwę, grotem wymierzył w głowę szepcząc
- Daj mi sokole oko. Poprowadź moją strzałę i racz wybaczyć swemu słudze... - powiedział, zajęło mu to 6 sekund. Upewnił się, że strzała poleci tak jak tego zaplanował i wypuścił ją z palców. Cięciwa szczęknęła, strzała zasyczała tnąc powietrze, z głuchym stukiem uderzyła głowę pirata posyłając go na ziemię. Progan zobaczył to i zbladł. Przypadł do desek pokładu głęboko oddychając. Zabiłem go, zabiłem. Myślał że zwymiotuje, ale nie zrobił tego. Zrobił coś, czego się nie spodziewał. Sięgnął po kolejną strzałę....
4x pirat
30-1=29 żelaznych strzał