Dwie postacie. Jedna odpowiadała opisowi podanemu przez sołtysa, określającego jego syna. Pucołowaty, o podobnych rysach, z lekką nadwagą i dziwnie śmierdzący. Był przytomny, ale bardzo otępiały i nie reagował na razie na żadne zewnętrze bodźce. Druga postać nie dawała żadnych oznak życia. Nie było czuć swądu rozkładu, więc umarła niedawno, możliwe, że podczas pobytu Lucasa na wyższej kondygnacji budynku, może już, gdy był w bibliotece, tutaj na dole. Nie było do końca pewne. Najbardziej niepokojący był jednak fakt, że ten człowiek wyglądał zupełnie tak, jak... sam sołtys. Ta sama twarz, to samo odzienie, kolor otwartych oczu, identyczna blizna na lewym uchu. Kropka w kropkę.
Synalek poruszył się nagle niespokojnie, jakby bliska obecność rycerza tchnęła w jego ciało nieco życia i trzeźwości. Otworzył szeroko oczy, które zaczęły wracać spod mętnej zasłony, nabierając koloru i wyrazu. Oddychał pospiesznie.