- Zapraszam do środka. - Nie czekał na reakcję, po prostu ręką wskazał drzwi od domu i sam wszedł do środka. Szedł spokojnym, miarowym krokiem, jego nie najchudsze cielsko kołysało się za każdym razem, gdy podnosił nogę i zaraz potem opuszczał ją na drewnianą, naprawdę ładnie zrobioną podłogę. Kaszlnął niezauważalnie i skręcił do pomieszczenia na wprost, które okazało się salonem. Całkiem sporym, z dużym stołem, niestety w tej chwili nie zastawionym. Ktoś szybko doniósł dzban wina i cztery kubki, które szybko napełniono i podano przyjezdnym i sołtysowi. Gdy już zasiedli, człowiek zaczął mówić. Głos miał twardy, zimny i trochę chrypki.
- Pozwolicie, że zacznę od początku, będzie łatwiej. Nasza wioska, jak i spora część okolicznych, utrzymuje się z hodowli bydła i w pewnej części owiec, które się pasą na zaczynających się kawałek stąd pagórkach. Na wschód stąd znajduje się posiadłość Boleskine, która należała kiedyś do niezbyt bogatego szlachcica. Utrzymywał się z tego samego co my, lecz sam prowadził nader... dziwną działalność. Ludzie bajali, że to kultysta, który przyzywa demony, a w jego włościach straszy. Teraz pałac od długiego czasu stoi pusty, ale plotki nie cichną. *Ekh! Ekh!* Od jakiegoś miesiąca pasterze, którzy wybierają się tam ze swoimi owieczkami, opowiadają, że złe duchy zwiększyły swoją aktywność. Wiary nie dawałem, lecz jak nie wróciło stamtąd kilku ludzi... - tutaj zauważalnie zawiesił głos i posmutniał, lecz w jakiś dziwny sposób - to zaczęliśmy się martwić. Możliwe, że jacyś bandyci schronili się wewnątrz, lecz tego sprawdzić nie mamy jak, brak nam doraźnych środków. Udajcie się na miejsce i dowiedzcie się co się stało. - W tej chwili znowu zakaszlał kilkakrotnie, przykładając pięść do twarzy.