//Jesteś zuy, Isu. Ukaż Aragorna, to jego pomysł. Poza tym, kto tu jest wreszcie MG? Bo raz Dev, raz Aragorn, więc nie wiem kogo się słuchać...
Funeris zsiadł z konia i odebrał strawę, którą dostarczył im Aragorn z pobliskiego zajazdu. Całość była zawinięta w jakiś duży, jakby szarawy liść, który średnio przyjemnie pachniał. Poeta nie wiedział, czy ta część dania też jest jadalna, czy tylko miała służyć ochronie podczas ewentualnego transportu pożywienia i spożywania go na trakcie, podczas podróży. Dla pewności jednak nie ruszył opakowania, zabrał się za wypiekaną bułkę, niestety niezbyt świeżą. Nikt przecież w środku nocy nie piecze pieczywa w piekarni, ani nigdzie. Wszystko zawsze jest gotowe na rano. Czerstwe pieczywo jest jednak podobno zdrowsze niż takie świeże, jeszcze miękkie, chrupiące i bijące ciepłem pieca. W bułce, między jej dwoma zewnętrznymi kawałkami, wciśnięty był wołowy kotlet, udekorowany jakąś zieleninką, kawałkiem ogórka, cebulą i czymś jeszcze, czego rycerz chyba nie miał okazji jeść. Smakowało nie najgorzej, ale jakoś tak dziwnie. Niby nieco ostro, pikantnie, ale na swój własny... dziwny sposób. Funeris zjadł nieco ponad połowę sporej kanapki, ale chyba uznał, że to nieco nie jego klimaty kulinarne. Na szczęście w tym mniej więcej momencie Devristus, elfi mag, który raz na jakiś czas dowodził całą wyprawą, pociągnął wszystkich do karczmy. Funeris z zadowoleniem przyjął ten komunikat, zeskakując z siodła. Poluzował klamry uprzęży, ściągnął kulbakę i derkę z grzbietu wierzchowca, przetarł na szybkiego szczotą, która zawsze gdzieś tam była po ręką, jeżeli miało się do czynienia z końmi. Przywiązał klacz do wozu za wodze i ruszył za kompanią. Kilka osób zostało, pilnując artefaktu. Był to elf Nathaniel, ork Mogul i dracon Aragorn. Wesoła, kolorowa kompania, która miała za zadanie nie zasnąć zbyt szybko i nie dać sobie podpierdolić tego wielkiego, cennego i kurewsko ciężkiego czegoś. Do pomocy zgłosił im się ktoś jeszcze, lecz rycerz nie zdążył zerknąć kto, gdyż akurat stał tyłem i się już później nie odwracał.
Ruszyli wysuszonym placem pokrytym zeschłym końskim łajnem do drzwi wejściowych do zajazdu. Wnętrze było przestronne, główna izba mieściła naprawdę sporą ilość podróżnych. W tej chwili nie siedziało ich już aż tylu, większość zaległa na siennikach w alkierzu, pomniejszych izbach dla bogatszych gości i oczywiście głównej, zbiorowej, niezbyt często wietrzonej i sprzątanej sali na lewo od wejścia, przy przejściu do kuchni. Poeta zasiadł za szerokim stołem, razem ze swoją kompanią. Usadowił się gdzieś w rogu, by móc się oprzeć i ewentualnie przysnąć na siedząco, regenerując jak najwięcej sił. Był twardym, dobrze umięśnionym i wytrzymałym wojownikiem, lecz każdy potrzebował przynajmniej odrobiny odpoczynku, by z rana być w pełni sił witalnych, a zwłaszcza umysłowych. Rycerz zagaił jakąś dziewczynę, która chyba robiła tutaj za kelnerkę i poprosił o dużą jajecznicę na ogromnej ilości zesmażonej kiełbasy i cebuli. Do tego piwo, tylko broń Cię Zartacie pszeniczne, najlepiej jakieś jasne, niekoniecznie klarowne. Po jakimś, bliżej niezidentyfikowanym czasie, odebrał całość i zjadł ze smakiem. Kucharz dodał do potrawy kilka ładnie pachnących ziół i trochę spieczonego, pokrojonego w kawałki chleba. Trzeba przyznać, że pomysł byś świetny, całość naprawdę smacznie współgrała, sycąc niemiłosiernie. Piwo był już gorszej klasy, ale po takim dniu nie było co narzekać. Grunt, że dostarczyło odpowiedniej ilości minerałów i pewną, dodatkową porcję kalorii.
Wewnątrz panował zaduch, potęgowany przez nadal czynną kuchnię i wysoką temperaturę, jaka ich zastała tej nocy. Funeris wolał się przewietrzyć, więc wyszedł na zewnątrz, rzucając tylko tym w środku, że dołącza do kilku wybrańców zalegających przy artefakcie. Gdy wychodził, poczuł naprawdę dojmujące zmęczenie. Dopiero teraz cały bagaż dzisiejszego - jeżeli już nie wczorajszego, nie znał dokładniej godziny - dnia uderzył w niego i odebrał resztki sił witalnych. Poeta wspiął się na kozioł obok Aragorna, który nadal tam zalegał, od początku wyprawy. Na szczęście było się gdzie oprzeć i położyć głowę, by nie spaść, więc to mogło nie być aż takim złym pomysłem. Miecz położył na kolanach, hełm między stopy. Reszta ekwipunku nie powinna mu aż tak przeszkadzać, więc dał sobie z nią na spokój. Dał znać towarzyszom, że ucina sobie drzemkę i przysnął, oddając się w objęcia marzeń sennych.