Funeris wcześniej czuł, że jest krucho. Teraz jednak spodziewał się rychłej śmierci i spotkania z Zartatem w niebiosach. Zmęczenie dawało się we znaki, a wrogowie wcale się nie kończyli. Tyle śmierci, tyle straconych istnień, a końca nie widać. Nie trudno zwątpić.
Tarcza przyjęła potężne uderzenie z obu rąk znad głowy od bandyty, który wyskoczył nie wiadomo skąd. Prawa ręka siłowała się z drugim, niemalże identyczny, może nawet bliźniakiem. Tamten naparł na niego z uniesionym mieczem, jego cios łatwo było zablokować. Jednak atak na drugiej flance poważnie utrudnił zadanie. Zakleszczeni w potwornym zmaganiu nie mogli ustąpić. Ten z lewej atakował raz po raz, próbując przebić się przez zastawę. Pchnięcia jego kamrata niemalże dochodziły celu, z trudem zbijane na bok. Funeris to raz skakał w prawo, kontrując; to raz w lewo, odpychając tamtego i dając sobie nieco wytchnienia. Zbijał ataki, wyprowadzał z równowagi, zmuszał do wycofania. Wreszcie udało mu się wytrącić miecz z ręki jednego, szybko odrąbując mu ją w łokciu. Błyskawicznie zajął się następnym, który przez moment zwątpił. Widać to było w jego oczach. Trzy krótkie wymiany i ten również stracił kończynę. Poeta nigdy nie zastanawiał się nad tym, co czują osoby wykrwawiające się na śmierć. Ale musiało to być straszne. Podciął każdemu z nich ścięgna w kolanach i zawołał Devristusa, który chyba wspominał coś o tym, że robi się głodny.
5x bandyci
// Dev, ocaliłem dwóch dla Ciebie. Chcesz się posilić?