- Ano, coś mówili, że ktoś przylezie. Poczekają chwilę - odparł strażnik i zniknął za murem. Istotnie musieli chwilę poczekać. Strażnik pewnie poleciał do willi zapowiedzieć, że goście przyszli, czy coś. Albo uwiązać psy. W końcu jednak brama otworzyła się. Ten sam strażnik wpuścił ich na teren willi. Okazało się, że jednak psów nie uwiązał, gdyż te natychmiast podbiegły do gości. Były to trzy wilczury. Trzeba przyznać, że były wytresowane, nie obszczekały ich, ani nie zrobiły nic agresywnego. Jeden tylko zaczął natarczywie węszyć przy torbie z ciastkami Thora. Pewnie wyczuł żarcie.
- Panowie pójdo za mno - powiedział strażnik i poprowadził gości do willi. Teren który ją otaczał był czymś w rodzaju ogrodu. Ot, kilka ozdobnych krzaków i drzew. I dużo trawy. Widać było jeszcze kilku ochroniarzy "patrolujących" ów teren. Czyli głównie opierających się o mur i palących fajki. Drugi z piesełów zaczął obwąchiwać torebkę z ciastkami Mogula. Trzeci miał chyba gości w głębokim poważaniu, gdyż po prostu sobie poszedł. Pies obronny, nie ma co.