Arya ze strzępek rozmów przechodniów dowiedziała się, skąd to zamieszanie. Szybkim krokiem pokonywała ulice, aż dotarła do miejsca w pobliżu bramy. Przepychała się przez całe tłumy ludzi, aż wreszcie odnalazła wejście na mur. ÂŚlizgając się po stopniach prowadzących na górę, naciągnęła kaptur na głowę. Weszła i rozejrzała się po oddziałach wroga. Pierwszą rzeczą, którą odczuła, był strach przed taką ilością wrogich postaci. Zła była na siebie, że nogi poniosły ją aż tutaj, do Ekkerund. Ale skoro już tu była, to zamierzała chociaż trochę pomóc. Przykucnęła, drżąc z zimna. Zimne podmuchy wiatru na murze wcale nie pomagały. Zdjęła z pleców łuk i trzymała go teraz na kolanach, by móc go użyć w najbliższym czasie. Rozejrzała się po osobach będących niedaleko niej. Zastanawiała się, komu dzisiaj przyjdzie zginąć. A może nawet jej samej.
W ciągu dwóch godzin właściwie nic nie robiła, tylko zerkała na poczynania wroga. Teraz wyciągnęła strzałę z kołczanu i nałożyła ją na cięciwę. Lustrowała ruchy najbliższych wrogów, którzy teraz ruszyli do ataku. Czekała na właściwą chwilę, aż zbliżą się na tyle, że łucznicy zaczną strzelać.