Długoucha już prawie odzwyczaiła się od żartów i ich poziomu w takich kompaniach. Nie oznaczało to oczywiście, że uważała je za jakieś urągające czy niesmaczne. Ba! Brakowało jej ich, ale powstrzymywała się od radosnych wybuchów śmiechu. Do takiego chichotania i rechotu z podobnych żartów zawsze było jej daleko, choć lubiła obserwować radość u innych.
I właśnie taka obserwacja została przerwana przez przerażonego strażnika. Automatycznie Nessa położyła rękę na sztylecie, który miała przy pasie i ruszyła za towarzyszami. Jednak na zewnątrz dotarła znacznie później. To nawet nie przez to, że swoją posturą nie sprawiała, iż ludzie ustępowali jej miejsca, ale zwyczajnie nie potrafiła się przepychać. A w wystraszonym tłumie, który zresztą nie był do końca trzeźwy, taka umiejętność u niskiej osoby byłaby bardzo ceniona. Lecz długoucha nigdy jej nie nabyła i nawet po przypadkowym uderzeniu łokciem w brzuch mężczyzny za nią zaczęła mamrotać przeprosiny. Oczywiście nie zostały one zauważone, ale niektóre zachowania są automatyczne.
Po wydostaniu się wrzeszczącej i depczącej masy Tinuviel od razu zwróciła się biegiem w kierunku krasnoludów i Adasia przy palisadzie. Wiadomym było, że łucznik nie rzuci się ze sztylecikiem na tłum. Ani nie będzie się bawił w głupie wyzwania. Nie ma blond włosków i nie nazywa się Legolas w końcu. Nessa słyszała właśnie o takim Legolasie, że założył się z pewnym krasnoludem o to, kto zabije większą ilość przeciwników w trakcie bitwy. Nie wiedziała jednak, kiedy ta sytuacja miała miejsce ani kto wygrał. Jednak elf przy odpowiednim ustawieniu mógł mieć całkiem duże szanse. Tak jak i elfka, która, będąc już na podeście, pospiesznie wyciągnęła pierwszą strzałę. Warunki były sprzyjające, choć hołota przybliżała się znacznie, jednak co to dla długouchej, skoro ich przeciwnikami nie byli rycerze w płytowych zbrojach. Plany pokrzyżować mogła jej jedynie mgła, ale ona sprawiała trudność obu stronom.
Nessa nałożyła pocisk i naciągnęła cięciwę. Typowanie pierwszej ofiary nie było trudne. Szczególnie, że Zeleris swoim zaklęciem znacząco utrudnił kusznikom czy łucznikom pracę. O tyle dobrze, że jego mgła nie obejmowała wszystkich napastników, a i oni coraz szybciej mimo roztargnienia i zamętu z niej uciekali. Kilku było poza nią od samego początku, a tak, jak już bystro zauważył Adaś, byli zbici. Zatem długoucha upatrzyła sobie jednego, wyjątkowo brzydkiego typka. Takiego, co to nikt nie chciałby spotkać w ciemnej uliczce. Jednak nie było już takiego ryzyka, bo pierwsza strzała poleciała w kierunku jego nieosłoniętej kolczugą szyi. Trafiła i po wykonaniu jeszcze jednego kroku mężczyzna padł, próbując złapać się za ranione miejsce, jakby licząc, że to cokolwiek da. Najpewniej poza ogromnym zdziwieniem nawet nic nie poczuł.
Zanim przeciwnik upadł, z kołczana Tinuviel zniknęła kolejna strzała. Długoucha powtórzyła poprzednie czynności i błyskawicznie znalazła kolejny cel. To nie było trudne, biorąc pod uwagę mgłę i niewielką ilość buntowników poza nią. Mężczyzna nie wydawał się byś zdekoncentrowany jak reszta i pewnie napierał w kierunku palisady. Zresztą był już praktycznie pod nią, gdy długoucha sprawiła, że z jego twarzy zniknęła chęć bitki. W momencie, gdy Nessa już wycelowała i puszczała strzałę, wojak został pchnięty przez swojego kompana, który wyleciał jak opętały z mgły. Elfka bardzo nieprzyjaźnie mruknęła pod nosem, gdy jej ofiara została draśnięta w policzek zamiast w szyję jak poprzednik. Ze złością chwyciła kolejną strzałę i już po kilku sekundach, które mężczyzna stracił na krzyk, zasłaniając dziurę i szkody, które uczynił pocisk, kolejny strzał zakończył jego żywota. Co trzeba zauważyć, Nessa wykazała się wyjątkową precyzją, choć był w tym i łut szczęścia, gdyż buntownik lekko odwrócił się bokiem, bo jego szyja była częściowo zasłonięta przez przedramiona. Co to dużo mówić, gdyby nie duża ilość krwi, można by pomyśleć, że mężczyznę boli zwyczajnie ząb.
Kolejny strzał powtórzył los pierwszego, choć nie był już tak wyjątkowo czysty, mimo że przeciwnik znajdował się praktycznie pod samą palisadą. Był to ten sam, który pchnął Pana Bolący Ząb. Strzała długouchej musnęła tym razem brodę buntownika, lecz w końcu trafiła w nieosłonięte i najprzyjemniejsze dla łucznika miejsce. Dla łucznika, który nie był sadystą oczywiście, bo mogła na dobrą sprawę mierzyć po nogach, licząc na trafienie w inną tętnicę, która również wywołałaby spustoszenie (dosłownie) w organizmie. W głowę celować nie chciała. Zawsze wydawało jej się to jakieś obrzydliwe. Może jednak nie była dobrą snajperką?
6 martwych
44 żywych
30 - 4 - 26 strzał :<